VCPS skrócili nazwę i utwory. To pierwsze, co rzuca się w oczy po wzięciu ich najnowszej EP do rąk.
I o ile skrócenie nazwy nie wyszło im na dobre (Vietcong Pornsurfers było przecież idealne!), to skrócenie utworów - jak najbardziej.
Szwedzka ekipa nagrała chyba najgłośniejszą i najbrudniejszą płytę w całej swojej karierze. Poprzednie wydawnictwa śmierdziały bardziej połączeniem Ramonesów z The Hellacopters, tutaj natomiast mamy mieszankę Motorhead i The Hives. Zwłaszcza brzmienie przywołuje na myśl ich rodaków z drugiej z wymienionych kapel.
Self-titled VCPS to wydawnictwo maksymalnie hitowe - w całej punkowości czuć gdzieś tę przebojowość z refrenów choćby Motley Crue - utwory takie jak "All Bad Things" i "Take It Outside" to prawdziwe killery. Jedynym słabszym punktem jest tak naprawdę nieco wolniejszy "Hold Me".
VCPS powoli wyrabia sobie renomę na europejskiej scenie. Zagrali wiele koncertów i wydali dwie płyty, dzięki czemu ich nazwa coraz częściej przewija się na przeróżnych portalach muzycznych. W tym roku (od 16 do 19 kwietnia) odwiedzą także Polskę.
Chłopaki ze Szwecji na swoim najnowszym wydawnictwie popracowali więc nad kompozycjami, bo w ich przypadku krócej i prościej znaczy lepiej. Popracowali też nad brzmieniem, które w końcu jest autentycznie brudne, a nie quasi-indie-garażowe. Teraz wystarczy jeszcze wywalić z setu wszystkie wolniejsze numery i wyjdzie nam bardzo dobra kapela.
Igor Prusakowski