The Killer Instinct
Gatunek: Rock i punk
Dwa lata po premierze debiutanckiego albumu wracają Black Star Riders, by znów pocieszyć sieroty po Thin Lizzy.
Jeśli miałbym wskazać przykład gentlemana w świecie rocka, Scott Gorham nadawałby się idealnie. Amerykański gitarzysta mógłby spokojnie odcinać kupony od sławy Thin Lizzy, nagrywając nowe płyty pod słynną banderą. Jednak najwyraźniej sumienie i duma nie dały mu spać, bowiem w 2012 roku postanowił zmienić nazwę projektu, by stara nazwa na zawsze kojarzyła się tylko ze świętej pamięci Philem Lynottem.
Na szczęście Black Star Riders to nie tylko popłuczyny po jednej z najważniejszych kapel w historii rocka - to w pełni wartościowy produkt, oferujący zdrowe gitarowe granie ze znanym irlandzko-amerykańskim sznytem. "The Killer Instinct" jest tego najlepszym przykładem.
Mamy tu wszystko, z czym kojarzą się utwory Gorhama: jest zdrowy, rozbujany rocker, któremu w duszy hula "Jailbreak", jest hardrockowy blues "Bullet Blues", jest podszyty południem Stanów Zjednoczonych song "Charlie I Gotta Go", nie brakuje też rzewnej ballady - "Blindsided". Fani Thin Lizzy będą zachwyceni. Nie powinni też narzekać na wokalistę, Ricky'ego Warwicka, znanego z The Almighty. Facet ma w głosie ten sam luz i manierę gardłowego, który śpiewa jakby od niechcenia, co nieodżałowany Lynott. Może brakuje mu seksapilu i swagu kudłatego koleżki, ale z drugiej strony czego wymagać od 48-letniego mężczyzny po przejściach?
Nie ukrywam, że "The Killer Instinct" słucham z wielką przyjemnością. Nie tylko dlatego, że jestem wielkim fanem rocka przednirvanowego, lecz z powodu klasy wykonawczej i polotu Black Star Riders. Z każdego utworu z tej płyty bije radość ze wspólnego grania, naturalność i moc. Właśnie tego szukam w muzyce rozrywkowej.
Jurek Gibadło