Niemałą gratkę dla pasjonatów pionierskich grup z kręgu psychodelicznego rocka przygotował World in Sound.
Niemiecki label specjalizuje się właśnie w wydawnictwach z kręgu psychodeliki, hard rocka i progresji w duchu winylowego brzmienia przełomu lat '60-'70 - zarówno poprzez odkurzanie klasyki, jak i poszukiwanie współczesnych zespołów o takim obliczu.
Właśnie taką klasyką jest bardzo poszukiwana przez pasjonatów i kolekcjonerów EPka amerykańskiego Easy Chair - w wersji winylowej (wydanej w 1968 roku w liczbie niespełna 1000 egzemplarzy) osiąga obecnie zawrotne sumy na różnego rodzaju aukcjach. Jest to zresztą jedyny zachowany dowód muzycznych dokonań istniejącej zaledwie rok grupy, która w tak krótkim czasie zdążyła zagrać support przed The Yardbirds (jeszcze z Jimmim Pagem), Cream, a również The Mothers at the Shrine (zespołem towarzyszącym Frankowi Zappie). Zresztą Zappa, słysząc jak Easy Chair radzi sobie na scenie, zaproponował im wydanie pełnowymiarowego albumu pod szyldem jego wytwórni Bizarre Records, która akurat zaczęła współpracę z Alice Cooperem. Niestety wszystko rozeszło się po kościach, Easy Chair się rozpadli, a dwudziestominutowa EPka to jedyna istniejąca dźwiękowo muzyczna spuścizna kwartetu.
Ze wszystkich członków zespołu w osobach gitarzystów Phila Kirby'ego i Petera Larsena; śpiewającego basisty, pianisty i wokalisty Jeffa Simmonsa oraz perkusisty Alberta Malosky'ego, po rozpadzie Easy Chair jedynie Jeff Simmons zawodowo zajmował się muzyką. Wydał dwa albumy (oba wznowione zresztą przez World in Sound): soundtrack do filmu "Naked Angels" (1969) oraz solowy "Lucille Has Messed My Mind Up" (1970), a następnie współpracował parokrotnie z The Mothers of Invention Franka Zappy.
Obecnie przygotowane przez World in Sound wydanie "Easy Chair" to pierwsze wznowienie tej kultowej w pewnych kręgach płytki, zremasterowane w oparciu o oryginalny winyl. Często mówi się o pionierskości Easy Chair w gatunku psychodelicznego rocka, choć w przypadku amerykańskiej grupy bierze się to raczej z trudnodostępności nagrań, a co za tym - swoistej elitarności. Ciężko mówić, by te trzy utwory jakie pozostawił po sobie zespół w jakikolwiek sposób wpłynęły na obliczę sceny. Najlepszy, tytułowy "Easy Chair" ma w sobie coś z solowych dokonań Syda Barretta, "My Own Life" dryfuje w strony uboższego krewnego Cream czy nawet Grateful Dead, a ośmiominutowy "Slender Woman" utrzymany jest w duchu spokojniejszych numerów Jefferson Airplane.
Wznowienie EPki Easy Chair powinno zainteresować chyba jedynie najzagorzalszych pasjonatów początków psychodelicznej sceny oraz kolekcjonerów półwytrawnych kąsków.
Grzegorz Bryk