Alice Cooper

Raise The Dead. Live From Wacken

Gatunek: Rock i punk

Pozostałe recenzje wykonawcy Alice Cooper
Recenzje
2015-02-04
Alice Cooper - Raise The Dead. Live From Wacken Alice Cooper - Raise The Dead. Live From Wacken
Nasza ocena:
8 /10

Rockowy król makabry. Prekursor shock-rocka. Człowiek, który wprowadził turpizm na sceny ciężkiego gitarowego grania. Nieprawdopodobnym wydaje się fakt, że Alice Cooper już od ponad pięćdziesięciu lat z powodzeniem ciągnie swój teatr grozy.

I prawda, sporo się zmieniło od lat '70, gdy każdy występ Coopera był szokującym, bulwersującym skandalem napędzającym tylko popularność muzykowi, dużo bardziej nawet od orgastycznych wystąpień Jima Morrisona ze świtą z The Doors. Świat poszedł naprzód. Dziś dostajemy boleści brzucha od śmiechu widząc ucinaną gilotyną głowę, a niegdyś mrożące krew w żyłach makijaże obecnie budzą skojarzenia raczej ze środowiskiem transwestytów, tudzież subkulturą emo. Ale Cooperowi to chyba nie przeszkadza, bo wciąż przyciąga tłumy i zachwyca formą, a na dodatek zdaje się nie interesować go, że to co niegdyś bulwersowało, dziś śmieszy. Jego przedstawienia, choć estetyka grozy przemieniła się w estetykę kiczu, nieustannie cieszą się ogromnym uznaniem - ich nieprzeciętność, cyrkowa groteska, jarmarczna groza nie mają sobie równych.

3 sierpnia 2014 roku, na festiwalu w niemieckim Wacken, Cooper tradycyjnie rozpalił 75 tysięcy ludzi do białości. Nawet nie musiał się specjalnie wysilać, bo stare patenty wciąż na siebie pracują. Właściwie jedyną nowością u Coopera jest Nita Strauss (skądinąd znana gitarzystka The Iron Maidens), blondwłosa piękność świetnie prezentująca się u boku Coopera. Cała reszta to już klasyka, poczynając od repertuaru - "Hello Hooray", "House of Fire", "Billion Dollar Babies", "Caffeine", oczywiście "Poison"... długo by wymieniać, bo Alice na 26 albumach zdążył zgromadzić całkiem pokaźną liczbę perełek i koncertowych petard. Mało tego, sięgnął też po klasyki z cudzego repertuaru: zabrzmiał "Break on Through" (The Doors), tłum porwał "My Generation" (The Who), by wreszcie zwieńczyć show megahitem "Schools out" połączonym z "Another Brick in The Wall" (Pink Floyd).


Scena zaś żyje sobie w najlepsze. Muzycy dwoją się i troją, światła błyskają. Tradycyjnie pojawiła się wspomniana już gilotyna, po deskach Wacken spaceruje kilkumetrowy Frankenstein, a Alice jak zwykle musiał uwolnić się z więzów kaftana bezpieczeństwa i uciekać przed smakującą językiem ostrze noża pielęgniarką z piekła rodem. Było rzecz jasna konfetti i balony. No i skrzące się pastelami i cekinami stroje Coopera - będącego nieprzerwanie w świetnej formie wokalnej. Na "Raise The Dead. Live From Wacken" wszystko zagrało jak trzeba. Jest barwnie, dynamicznie i głośno, a wreszcie i na tyle kiczowato, by się setnie ubawić.

Fakt, Cooper nie pokazał niczego, czego wcześniej już byśmy nie widzieli, ale jeśli ma się powtarzać w takim stylu, to może to robić nawet przez następne dziesięć lat. Publiczność wciąż się przy tym bawi, a muzyka nieprzerwanie brzmi mocno i autentycznie - gwoli ścisłości, albumu świetnie się też słucha (2CD). Cyrk grozy Alice'a Coopera trwa więc w najlepsze, a DVD z Wacken tylko to potwierdza. Zabawa na wieczór gwarantowana!

Grzegorz Bryk