The Gate

Faceless

Gatunek: Rock i punk

Pozostałe recenzje wykonawcy The Gate
Recenzje
2015-01-26
The Gate - Faceless The Gate - Faceless
Nasza ocena:
8 /10

Panowie z raciborskiego The Gate grają z taką mocą i polotem, jakby jutro miał skończyć się świat, ale tym akurat niespecjalnie zaprzątają sobie głowę.

No, a świat? Świat niech się wali, ale bez nich, bo The Gate mają jeszcze parę kawałków do zagrania, i żadna apokalipsa nie przeszkodzi im w dotarciu do ostatniego dźwięku. To się nazywa miłość do muzyki, a oni na dodatek nią zarażają.

"Faceless" to kolejny z wielu świetnych debiutów od krakowskiego wydawcy Lynx Music, specjalizującego się we wszelkiej maści dźwiękach progresywnych i art-rockowych w naszym kraju. Właśnie wyłowili kolejny talent spod znaku bezpretensjonalnego gitarowego grania zatopionego w estetyce i brzmieniu lat '70. Ta bezpretensjonalność bryluje na "Faceless", bo choć trzy z sześciu utworów przekraczają osiem minut długości, żaden z nich nie trąci patosem, w który często popadają twórcy muzyki progresywnej. The Gate to zresztą progresja bardziej gitarowa, mniej syntezatorowa, spod znaku Rush, czuć również inspiracje The Doors, a nawet beatelsowymi wokalami. Trio z The Gate to jednak przede wszystkim rock'n'rollowcy malujący z pomocą swoich instrumentów bardzo przyjemne w odbiorze, wielowątkowe utwory z masą niezwykle udanych i pamiętliwych melodii.

Trio zgrane, dodajmy, gdzie każdy z trybików jest ważną częścią tej szalenie pociągającej maszynerii. Maciej Hanusek tworzy ciekawe riffy i ładne solówki, dodatkowo barwi kompozycje syntezatorami; Jakub Dąbrowski buduje perkusją gęste tła; a Maciej Dąbrowski prócz tego, że stworzył niezwykle sugestywne linie basu, to dodatkowo ułożył wiele rewelacyjnych, chwytliwych wokali. Na debiucie The Gate słychać, jak istotny dla całości jest każdy instrument i że wszyscy instrumentaliści zostawili ważny ślad muzycznej osobowości w utworach. Aż się człowiek cieszy słuchając, jak muzycy bawią się dźwiękiem, wzajemnie się uzupełniają i dopełniają kompozytorsko. Tam gdzie przestaje dominować gitara, z pomocą pojawia się bas i wypełnia luki w niezagospodarowanych częściach kompozycji. Wydaje się zresztą, że "Faceless" to przede wszystkim materiał bardzo koncertowy na modłę rock’n’rollową, dający sporo miejsca na zabawę zarówno z muzyką, jak i publicznością, która na pewno da się złapać na melodie serwowane przez The Gate.


Mamy tu zresztą wszystko, by się na dobre z albumem zaprzyjaźnić. Wieńczący płytę "More Than Everything", najbardziej progresywny ze wszystkich utworów, przynosi świetne fragmenty instrumentalne, szczególnie wrażenie robią przyjazne dla ucha partie gitary; "Open Your Eyes" to z kolei akustyczna ballada, trochę w duchu bardzo wyciszonego oblicza Opeth; rozpoczynające się doorsowo "Mirror Dream" z czasem przemienia się w kolejne progresujące partie gitary, by wreszcie wejść na grunt z pogranicza space rocka i rocka psychodelicznego; tytułowy, mroczny i najkrótszy na płycie "Faceless" ma w sobie dozę niepokoju, potęgowaną przez finał w stylu satanistycznych filmów grozy. Jest jeszcze genialny wokalnie "My Way or the Highway", rześki progresywny rock'n'roll z fajnym, chwytliwym riffem, po raz kolejny trochę w duchu żwawszych numerów The Doors i linii wokalnych The Beatles, później utwór porządnie się rozpędza i jest bez wątpienia kandydatem do miana koncertowej petardy. Całość rozpoczyna zaś uzbrojony w gościnne wokalizy Anji Orthodox "Android's Lovesong", chyba najmniej chwytająca piosenka na "Faceless".

Debiut The Gate to prawdziwa rockowa bomba dla koneserów rock'n'rolla lat '70 z niezwykle wyczuwalnym posmakiem progresywnego hard rocka i brzmieniem z tamtych lat. Sporo się tu dzieje, jest przy czym się pobawić, wokale wpadają w ucho, fragmenty instrumentalne przykuwają uwagę nie przynosząc przy tym niezbyt przyjemnej woni patosu. Mimo lekkich niedociągnięć, warto poświęcić "Faceless" te czterdzieści z hakiem minut, bo dobra zabawa jest gwarantowana. Tak rześkiej, bezpretensjonalnej i z przytupem muzyki na scenie progresywnej w naszym kraju brakowało, liczę więc, że The Gate szybko porwą swą tętniącą życiem muzyką i zagospodaruje niszę. Gorąco polecam!

Grzegorz Bryk