W moich relacjach z grupą Francisa Rossiego utrzymany został status quo. Szanujemy się, ale miłości z tego nie będzie.
W czasach, gdy muzyczne mody, a wraz z nimi gwiazdy, odchodzą po 2-3 latach, z podziwem patrzę na kapele i artystów, którzy stoją na scenie już przeszło 40 lub nawet 50 lat. Status Quo jest jednym z takich zespołów. Założona w 1962 roku grupa przetrwała niejeden okres burzy i naporu, wydała sporo udanych płyt i zdobyła sobie serca fanów z kilku pokoleń. Szacunek.
Nie mogę jednak ukryć, że twórczość Brytyjczyków nigdy mnie nie porwała. Przez tyle lat formacja nie dorobiła się ani jednego wybitnego materiału, albumu - pomnika, którym mogłaby się pochwalić swoim wnukom. Co innego - tu akurat znajdziemy kilka perełek, z "In The Army Now", "Whatever You Want" czy "Rockin' All Over The World" na czele.
Być może właśnie z tego powodu Status Quo, zamiast nagrywać kolejną płytę z premierowym materiałem, postanowił niczym rasowy kombatant nagrać płytę akustyczną. I to nie koncertową, ale studyjną, z zupełnie nowymi aranżacjami. Efektem tych prac jest krążek "Aquostic (Stripped Bare)".
Na albumie znajdziemy 25 piosenek z prawie wszystkich okresów kariery Brytyjczyków - szczególnie dobrze reprezentowane są płyty z lat '70, z "Hello!" na czele. Co ciekawe, swojego największego hitu grupa Rossiego nie prezentuje. Ale może to i dobrze, bo zaraz ktoś by powiedział, że odcina kupony. Poza tym - "In The Army Now" w wersji na poły akustycznej to raczej niezbyt dobry pomysł.
Słucham sobie kolejnych piosenek "Aquostic (Stripped Bare)" i nie mam ochoty wyróżnić żadnej. Każda bowiem jest zaaranżowana na takie samo kopyto, liźnięta amerykańskim folkiem w związku z użyciem strunowców pokroju ukulele i mandoliny oraz harmonijki ustnej. Z kolei do zydeco te numery zbliża obecność skocznie szarpanego akordeonu. "Rockin' All Over The World" jest tego najlepszym przykładem.
Patrząc z tej perspektywy, upakowanie 25 numerów nieznośnie do siebie zbliżonych aranżacyjnie, to nie jest najlepsze posunięcie ze strony Status Quo. Po pewnym czasie zlewają się one w jeden ciąg i nie sprawiają słuchaczowi żadnej przyjemności.
"Aquostic (Stripped Bare)" traktuję więc jak materiał dla najbardziej zagorzałych fanów, tudzież miłośników rocka podanego w wersji lite, z minimalnym zużyciem prądu.
Jurek Gibadło