The Rolling Stones

From the Vault: Hampton Coliseum (Live in 1981)

Gatunek: Rock i punk

Pozostałe recenzje wykonawcy The Rolling Stones
Recenzje
2014-12-12
The Rolling Stones - From the Vault: Hampton Coliseum (Live in 1981) The Rolling Stones - From the Vault: Hampton Coliseum (Live in 1981)
Nasza ocena:
7 /10

Coraz mniej śmieszy w gruncie rzeczy pierwszorzędny przecież dowcip głoszący, że zagładę atomową przeżyją jedynie karaluchy i członkowie The Rolling Stones.

Byłem akurat w trakcie zapoznawania się z zawartością wydanych przez Eagle Vision dwóch koncertówek The Rolling Stones, gdy świat obiegła wiadomość o śmierci wspaniałego saksofonisty, Bobby'ego Keysa, który wielokrotnie koncertował ze Stonesami, chociażby w roku 1975, czego dowodem jest "From The Vault: L.A. Forum (Live in 1975)". Zaledwie dzień później, 3 grudnia 2014, zmarł Ian Mclagan, kolejny członek koncertowej świty zespołu z lat '78-81. Obaj panowie na jednej scenie nie spotykali się często, ale akurat podczas koncertu w amerykańskim Hampton Coliseum z 18 grudnia 1981 roku to się udało. Obok nich zagrał również nieżyjący od 1985 roku Ian Steward.

W obliczu takiego przebiegu wydarzeń jakoś przestaje trącić banałem stwierdzenie, że dobrze ich znowu widzieć młodych (bo piękni nigdy nie byli!), pełnych sił (co zresztą nie do końca jest prawdą) i żywych (tu ukłon w stronę spektakularnie nawalonego Ronniego Wooda, który chyba tylko cudem dotrwał na nogach do końca show). No właśnie, grupa ewidentnie nie jest w pełni sił, bo stonesowe trio w postaci Jaggera, Woodsa i Richardsa tak na oko waży tyle co statystyczne, cierpiące z głodu afrykańskie dziecko. Trasa, używki i sława bez wątpienia dały w kość, by nie powiedzieć, że tylko kości zostawiły. Niemniej, mimo dość mizernego wyglądu, panowie potrafią przez dwie i pół godziny (bo tyle trwa zapis DVD) biegać po scenie, błaznować, pajacować. Jagger macha tyłeczkiem z gracją największej partaczki świata w środowisku chirliderek; Woods prócz tego, że co chwilę suszy szkło i pojawia się z nowym petem, wkłada ogromną siłę woli i ciała w zrozumienie istoty grawitacji, Keith Richards zaś (tego dnia miał urodziny, więc odśpiewano mu "Sto lat") w iście bejsbolowym stylu znokautował gitarą fana, który nieroztropnie wbiegł na scenę. Chłopaki więc się bawią w najlepsze, mimo że przypominają bohaterów "Nocy żywych trupów".


Wszystko byłoby fajnie, gdyby występ sam w sobie nie zalatywał kiczem charakterystycznym dla nadchodzącej połowy lat '80. Druga istotna sprawa to brak petardy w materiale z Hampton Coliseum. Nie czuć w tym rockowym show brawury, a raczej rzemieślnictwo - zdecydowanie lepiej wypada tu "L.A. Forum (Live in 1975)", gdzie ekipa pozwalała sobie na większą swobodę w interpretacji utworów, a przez to nadawała im rockowego pazura. Nie można też pominąć, że w Hampton gitary nie drapią i nie charczą jak trzeba, są zbyt wypielęgnowane jak na Stonesów. Wokal Jaggera wypadł równie przeciętnie, bez siły wyrazu, bez chrypy i chęci rozwalenia przynajmniej połowy kosmosu.

Na całe szczęście występ z Hampton został świetnie zrealizowany. Delikatnie odrestaurowano warstwę wideo, szkoda tylko, że nie przekonwertowano jej z telewizyjnego formatu 4:3 na 16:9, ale i tak jest dwakroć lepsza od nagrania z wydanego w tym samym czasie z Los Angeles Forum. Jeśli zaś idzie o stronę audio, to porządnie ją podczyszczono, ale i sporo zatuszowano w studiu - ewidentnie poprawiono kilka wokali. Niniejsza wersja, prócz DVD, uzbrojona jest również w dwie płyty CD będące w istocie wersją audio koncertu.

"From the Vault: Hampton Coliseum (Live in 1981)"
to oczywiście wciąż nie lada gratka dla fanów, a zarazem nieomal na wagę złota występ dokumentujący jedną z epok działalności The Rolling Stones. Dobrze się dzieje, że grupa odkurza stare materiały, wysyła w świat rzeczy będące świadectwem bogatej historii nie tylko zespołu, ale przecież i całego rocka. Wiele z legend gatunku, mimo równie wspaniałych dziejów, nie może zaserwować fanom nawet połowy z tego co już dali słuchaczom The Rolling Stones, a to na pewno nie ostatni prezent.

Grzegorz Bryk