Drugi album Dr Misio świadczy o tym, że debiut formacji nie był jednorazowym wybrykiem śpiewającego aktora.
Śpiewających aktorów, zarówno w Polsce, jak i za granicą jest mnóstwo. Jednym wychodzi to trochę lepiej, innym trochę gorzej. Ich działalność muzyczna jest epizodyczna lub długoletnia, w zależności od tego, co aktualnie jest dla nich priorytetem. Chyba większość uważała, że projekt Arka Jakubika to jednorazowa przygoda z rock’n’rollem i spełnienie marzeń z młodości.
Projekt ten jest jedyny w swoim rodzaju ze względu na niecodzienny w muzyce rockowej wizerunek sceniczny, prawdziwe, życiowe teksty oraz intrygującą techniczną rzecz, mianowicie opakowania płyt. Tym razem do naszych rąk trafia nie podniszczone przy pomocy papieru ściernego, jak w przypadku debiutu, a wzbogacone naklejkami z tytułami zarówno płyty, jak i utworów na zewnętrznej stronie.
Debiutancki krążek "Młodzi", w porównaniu z "Pogo" był bardziej eklektyczny, "garażowy" i jak sam tytuł wskazuje, pełen młodzieńczej energii. Tym razem mamy do czynienia z albumem spójnym zarówno w warstwie lirycznej, jak i muzycznej. Utwory na "Pogo" są zdecydowanie bardziej dopracowane, wyraźnie słychać, że nie powstały tak spontanicznie, jak te zawarte na debiucie. Wadą na pewno to nie jest.
Jako że Dr Misio to pięć różnych muzycznych światów, a zdaniem Arka Jakubika planet, w celu zrealizowania spójnego albumu potrzeba było ręki Olafa Deriglasoffa w roli producenta, by połączyć ze sobą te wszystkie planety. Gdy dokładnie wsłuchamy się w niektóre piosenki, dość wyraźnie usłyszymy wpływy formacji, w których grał. Przykładem może być "Powstaniec", czy jeden z ciekawszych na albumie numerów, "Ona wie" ze słowami Cypriana Kamila Norwida. Nota bene Deriglasoff jest współautorem muzyki do owych utworów.
"Pogo" jest mniej przebojowy, niż debiut, co nie jest w żadnym wypadku ujmą. Tym razem nie znajdziemy tak nośnych kompozycji, jak np. "Mentolowe papierosy", "Dziewczyny", czy "Mr Hui". Z drugiej strony nie można powiedzieć, że tytułowe zwariowane "Pogo", "Hipster" z genialnymi partiami gitar, czy przypominająca RATM "Sekta" nie mogą aspirować do przebojowych momentów nowego krążka. Jako że Dr Misio jest zespołem typowo koncertowym, za sprawą bardziej rockowego i żywiołowego repertuaru zawartego na "Pogo", na ich występach można spodziewać się tego tańca znacznie częściej, niż dotychczas.
Na zakończenie pokuszę się o stwierdzenie, że Dr Misio to już zupełnie inny zespół. Bardziej zgrany, zdecydowany, dojrzały, którego nie dosięgnął syndrom drugiej płyty. Nie pozostaje nic innego, jak czekać na kolejny album.
Wojciech Margula