Foo Figthers są dla mnie zespołem kilku kapitalnych hitów i bardzo przeciętnych płyt. Z "Sonic Highways" jest jednak zupełnie odwrotnie.
Zawsze wolałem Grohla za perkusją, niż z gitarą i mikrofonem. Pewnie dużo większe emocje wzbudziłaby u mnie nowa płyta Them Crooked Vultures niż FF. Jednak, gdy dowiedziałem się jaki Grohl i spółka mają pomysł na nowy materiał, byłem zachwycony. Rzadko kto przecież pozwala sobie w czasach serwisów streamingowych na stworzenie koncept albumu. A takim w dużym stopniu jest "Sonic Highways". Osiem piosenek nagranych w najważniejszych dla amerykańskiej muzyki miastach plus serial w HBO. Co najważniejsze, w większości kawałków na tej płycie bez problemu można usłyszeć klimat poszczególnych rejonów Stanów. Jednocześnie zespołowi w tym muzycznym hołdzie udało się nie utracić własnego stylu.
Pierwszym przystankiem w podróży Foo Figthers po dźwiękowych autostradach USA jest Chicago i singlowe "Something from Nothing". Krótko mówiąc, jeden z dwóch najlepszych na płycie kawałków. Zbudowany na prościutkiej zasadzie od ciszej do głośniej, ze świetnym riffem głównym i szaloną gitarową jazdą a’la Smashing Pumpkins w końcówce. Z "Wietrznego Miasta" przenosimy się do stolicy. Hołdem dla tamtejszej hardcorowej sceny jest "Feast and the Famine" z fajnym, zadziornym wokalem Grohla. Punkowa jazda zwalnia w trzecim na płycie "Congregation" - bardzo zgrabnym połączeniu stylu FF z country rodem z Nashville, które objawiło się świetnymi klawiszami i solówką.
Najmniej z muzycznej mapy Ameryki stworzonej na "Sonic Highways" przypadła mi do gustu propozycja z Texasu - "What Did I Do?/God As My Witness". Całkiem znośną część pierwszą psuje niestety druga - patetyczna, brzmiąca w stylu Bon Jovi . Paradoksalnie po tej najsłabszej na albumie propozycji następuje zdecydowanie najlepsza. Stworzone w legendarnym Rancho de la Luna na kalifornijskiej pustyni "Outside", to rzecz dla której warto posłuchać tej płyty - kapitalna melodia, refren, sekcja rytmiczna. Jednocześnie to chyba najbardziej "fightersowy" kawałek na płycie. Udanym mariażem z jazzowym bandem zakończył się pobyt FF w Nowym Orleanie, czego efektem jest "In the Clear". Trochę więcej spodziewałem się po propozycji ze Seattle, czyli piosence "Subterranean" - przyjemna rockowa ballada i tyle. Swoja muzyczną podróż grupa kończy w Nowym Jorku rozbudowanym, ponad 7-minutowym "I’am the River".
Na "Sonic Highways" nie ma kawałków na miarę "Everlong" czy "My Hero", ale płyta jako całość broni się zaskakująco dobrze. Wreszcie.
Maciej Pietrzak