Crobot

Something Supernatural

Gatunek: Rock i punk

Pozostałe recenzje wykonawcy Crobot
Recenzje
2014-11-17
Crobot - Something Supernatural Crobot - Something Supernatural
Nasza ocena:
6 /10

Amerykańskie portale alternatywne pieją z zachwytu nad tą płytą. Singiel był naprawdę obiecujący. W Europie album wydało słynne Nuclear Blast Records. Teoretycznie "Something Supernatural" powinno być hitem. Teoretycznie.

Media za oceanem porównują muzykę Crobot do takich tuzów jak Queens of the Stone Age, Rage Against the Machine czy Soundgarden. I to jest główna bolączka kwartetu z Pensylwanii - ich niektóre kawałki są niebezpiecznie podobne do wymienionych wcześniej kapel.

Spora część nowego materiału grupy brzmi jak hołd dla stylu Toma Morello. Nie mam nic przeciwko czerpaniu inspiracji z najlepszych, jednak momentami te riffy brzmią po prostu jak chamskie zrzynanie. Przykłady? "La Mano de Lucifer" na kilometr śmierdzi "Cochise" Audioslave, a gitara otwierająca "Night of Sacrifice" jest niemal identyczna jak w "Born of the Broken Man" RATM. Podobny zarzut można postawić innym kawałkom ze środka nowej płyty Crobot - "Fly on the Wall" czy "Cloud Spiller". Usprawiedliwienia nie może tu stanowić nawet to, że te riffy są naprawdę zagrane rzetelnie, z niezłym przykopem.

Na "Something Supernatural" jest jednak parę ciekawych kompozycji i patentów, szczególnie na początku. Mocnym otwarciem i popisem sekcji rytmicznej jest "Legend of the Spaceborne Killer", fajnie przycięty riff i solówka to z kolei siła singlowego "Nowhere to Hide". W gitarowy zgiełk "The Necromancer" kapitalnie włączają się popisy na harmonijce ustnej. Wyróżniłbym też jeden kawałek z końcówki albumu - "Chupacabra", czyli hardrockowa jazda połączona z tłem plemiennych bębnów.


O ile instrumentalnie Crobot ma naprawdę duży potencjał, to wokal Brandona Yeagleya jest dość jednostajny. Nie można mu odmówić sporej skali. Jednak na dłuższą metę, szczególnie w górnych rejestrach, jego śpiew jest nużący.

Podobno Crobot swoją prawdziwą siłę pokazuje na koncertach. Cóż, mam nadzieję, że w najbliższym czasie będzie się mogła o tym przekonać europejska publika. Na pewno na kwartecie nie warto jeszcze stawiać krzyżyka. Na następnym albumie muszą jednak wypracować swój niepodrabialny styl, bo umiejętności do osiągnięcia tego celu mają nieprzeciętne.

Maciej Pietrzak