U2

Songs of Innocence

Gatunek: Rock i punk

Pozostałe recenzje wykonawcy U2
Recenzje
2014-10-28
U2 - Songs of Innocence U2 - Songs of Innocence
Nasza ocena:
5 /10

Nowy krążek U2 z niewinnością nie ma nic wspólnego, ale to nie powód, by go z miejsca skreślić.

Jeszcze jakieś 10 lat temu na płyty "najważniejszego zespołu rockowego świata" (nie ja to wymyśliłem) czekało się z wypiekami na twarzy. Te czasy jednak minęły - no chyba, że jesteś czytelnikiem "Teraz Rocka" i interesują cię wyłącznie relikty przeszłości.

Jak z tej sytuacji wybrnęli mistrzowie muzycznego marketingu? Otóż nie zapowiedzieli premiery płyty, tylko skumali się z molochem Apple (a podobno Bono niegdyś hejtował wszystkie koncerny…) i w dniu premiery iPhone'a 6 udostępnili za darmo "Songs Of Innocence" wszystkim jego użytkownikom. Czy tego chcieli, czy nie.

To nie miejsce na ocenę tej wątpliwej artystycznie i wizerunkowo taktyki, tym bardziej, że większość recenzentów traktuje trzynastą płytę U2 właśnie przez pryzmat zbratania się z nadgryzionym jabłkiem. Ja wiem, że ta akcja nijak ma się do tytułu krążka, ale przecież najważniejsze jest to, co znalazło się na albumie.

Pierwsze, o czym chciałbym powiedzieć, to znakomite - choć oszczędne - aranżacje oraz przemyślane brzmienie. Oba sukcesy są zasługą Danger Mouse'a, producenta większości songów na świeżym albumie Irlandczyków. Mysz wyciska z nieco stetryczałych rockmanów kilka ciekawych pomysłów - patrz zagrywka gitarowa spajająca "Every Breaking Wave". Skądinąd brzmi ona jakby została podkradnięta Kings Of Leon, zespołowi, który jeszcze pięć lat temu otwarcie wzorował się właśnie na U2.

Co ciekawe, gdy stery przejmują inni, jak na przykład Declan Gaffney w "Volcano", jakość konstrukcji utworu drastycznie spada. Wspomniany numer owszem, łatwo zapamiętać dzięki charakterystycznemu zaśpiewowi w refrenie, ale - jak dla mnie - jest on raczej denerwujący niż porywający.

"Songs of Innocence" zawiera kilka piosenek, które mnie osobiście urzekły od pierwszego przesłuchania. Wśród nich znajduje się przywołany już "Every Breaking Wave", które oprócz wspomnianej zagrywki gitarowej serwuje nam klasyczny, stadionowy refren U2. Niczego sobie jest kawałek "California (There Is Noe End To Love)", gdzieś tam sięgający do muzyki zespołu z lat 80. Ejtisy uderzają też w postaci subtelnie podanej elektroniki w "Sleep Like a Baby Tonight", pięknej ballady-kołysanki. Podobać mogą się także kolejne klasyki: "Song For Someone" oraz "Iris (Hold Me Close)". Propsuję też podszytą smykami balladę "The Troubles", w której gościnnie zaśpiewała Lykke Li.

Powyższe kawałki, choć niezłe, nie wznoszą właściwie nic nowego do dokonań U2, a do najlepszych piosenek kwartetu z Dublina sporo im brakuje. Gdy do tego dodamy grupę naprawdę słabych numerów, "Songs Of Innocence" okaże się płytą dość przeciętną. Posłuchajcie takiego "The Miracle (Of Joey Ramone)". Wokalista Ramonesów pewnie przewraca się w grobie słysząc, że jego twórczość inspiruje do pisania tak miałkiego songu. Całkowicie beznamiętne są takie utwory, jak "Volcano", "Raised By Wolves" czy "Cedarwood Road", które raczej drażnią niż cieszą, w najlepszym wypadku pozostawiając słuchacza zupełnie obojętnymi.

Takoż i ja pozostaję obojętnym wobec najnowszych dokonań U2. Kilka dobrych numerów to za mało, by świat znów przed nimi uklęknął.

Jurek Gibadło

Powiązane artykuły