

Spotkałem się z opiniami, że gdyby świat był sprawiedliwy, KIX mieliby obecnie status podobny do AC/DC. Autorzy raczą żartować.
Kangurów gawiedź kocha nie tylko za przeszłość, ale i za teraźniejszość. Za ich wytrwałość, luz i uczynienie z krzewienia rock'n'rolla na całym świecie swój główny cel życiowy, którego ani na moment nie porzucili. Nie zachwiała nimi śmierć charakterystycznego wokalisty, nie podkopały pozycji zmiany w składzie, ani choroba (nie pierwsza zresztą) głównego autora riffów.
Kix jest co najwyżej dość nędzną imitacją tych wszystkich cech, w dodatku nie tak cierpliwą i zjednoczoną jak koledzy z AC/DC. Ja wiem, że porównywanie tych dwóch kapel jest równie niesprawiedliwe, co opis reprezentacji Polski w piłce kopanej przez pryzmat Niemców, jednak skoro już ktoś rzucił takie hasło, musiałem je skonfrontować.
Ale zostawmy to i skupmy się na tym, co niesie siódma płyta załogi z Baltimore. "Rock Your Face Off" to ich pierwsze premierowe wydawnictwo od 19 lat. Panowie co prawda wrócili na scenę już w 2004 roku, ale decyzję o nagraniu nowego materiału odwlekali w czasie. Aż do teraz.
Pierwsze, co rzuca się w uszy po odpaleniu tego krążka, to oczywiście brak oryginalności. W przypadku starych rockowych kapel to nie jest na szczęście żaden wielki mankament, w końcu od wymyślania koła ma być młodzież (średnio jej z tym idzie). Tu dostajemy zakorzeniony w drugiej połowie lat 70. rock, ze stadionowo-pudlowym zacięciem kolejnej dekady.
Sęk w tym, że piosenki "Rock Your Face Off" zespół nagrywał chyba taplając się w miodzie. Gdzie tu jest wspaniała motoryka wyróżniająca liderów gatunku? Gdzie mocne, przestrzenne brzmienie? Gdzie szczerość i radość wypływająca z każdego dźwięku? Przecież prędzej uwierzę Nergalowi śpiewającemu "Jezu Ufam Tobie", niż Stevemu Whitemanowi przekonującemu nas, że on i jego kapela "Can't Stop The Show".
Dobra, jest tu kilka kawałków z pazurem, które puściłbym sobie podczas jazdy na motorze (problem w tym, że nie jeżdżę). "Wheels in Motion" to standardowy rocker w sam raz na autostradę, "Rollin' in Honey" ma jakiś tam potencjał hymnowy, a "Dirty Girls" fajnie czai się we zwrotkach, by przywalić niezłym refrenem. Do pozostałych dokonań z "Rock Your Face Off" nie chce mi się wracać.
Kix nagrało bowiem płytę, która jest w stanie rozgrzać chyba tylko fanów z okresu największej świetności kapeli. Pozostali po jej usłyszeniu mogą co najwyżej wzruszyć ramionami.
Jurek Gibadło