Po "Can’t Stand The Silence" przyszedł czas na drugi, solowy krążek Rea Garveya. Dawny wokalista grupy Reamonn, mimo wieloletniej wędrówki drogą niemieckiego rynku muzycznego, nadal nie zapomina o swoich irlandzkich korzeniach, znajdując sobie wciąż nowe powody do dumy.
"Pride" to album pełen mocno rytmicznych, w większości akustycznych kawałków, przy których naprawdę ciężko usiedzieć w miejscu. Najnowsza płyta Garveya całkiem nieźle buja, wprowadzając w pozytywny nastrój nie tylko muzyką, ale i motywującymi, optymistycznymi tekstami. Większość z nich jest zresztą autorstwa samego wokalisty, który - jak przyznaje w wielu medialnych wypowiedziach - najbardziej dumny jest z tego, do czego doszedł własnymi siłami. Gołym okiem widać, że w jego życiu nie brakuje idei, które pozwalają mu na wyznaczanie sobie wciąż nowych celów. "Od pewnego punktu nie ma powrotu. Punkt ten musi być osiągnięty" - cytuje Franza Kafkę na okładce płyty. A jeśli już mówimy o wyznaczaniu sobie celów, to jednym z nich na pewno może być zadbanie o dobrą kondycję. Większość kawałków, które znajdziecie na tym krążku doskonale nadaje się do domowych ćwiczeń czy wieczornego joggingu parkowymi alejami. Solidna dawka endorfin jeszcze nikomu nie zaszkodziła. Spróbujcie sami.
Wracając do muzyki… Najnowszy krążek otwiera utwór "It’s a Good Life", który nie pozostawia wątpliwości co do bogatych możliwości wykorzystania walorów głosowych Garveya. Trzeba powiedzieć, że juror dwóch edycji "The Voice of Germany" maluje barwą jak chce. Gdyby jednak wyciąć jego wokal, muzyka mogłaby stanowić ścieżkę dźwiękową do "szalonej" amerykańskiej komedii romantycznej. Oczywiście bez urazy. Tak po prostu mi się skojarzyło. Na płycie, poza typowo tanecznymi utworami, nie brakuje sentymentalnych ballad, które z pewnością potrafią umilić wspólne spacery rozgrzaną słońcem plażą. Na uwagę zasługuje tu duet Garveya z brytyjską wokalistką i gitarzystką Heather Novą w utworze "All That Matters". Płyta jest kontynuacją klimatu znanego z poprzedniego, debiutanckiego albumu, a pop-rockowy klimat bez wątpienia pozwoli artyście na choćby krótką wizytę na listach przebojów dużych rozgłośni radiowych. Trzeba przyznać, że "We All Fall Down", "Oh My Love" czy "It's A Good Life" dosyć szybko wpadają w ucho.
Bez wątpienia największą zaletą "Pride" jest głos Garveya, który z jednej strony wyzwala przyjemne ciepło głęboką barwą w stylu Vile Valo, z drugiej zaskakuje możliwościami śpiewania w wysokich rejestrach wpadających w świat Jamesa Blunta. Mimo początkowej niechęci do nieco słodkich utworów z tej płyty muszę przyznać, że album należy do grona tych, z którymi dosyć łatwo można się zaprzyjaźnić.
Jowita Pietras