Sounds Like The End Of The World

Stages Of Delusion

Gatunek: Rock i punk

Pozostałe recenzje wykonawcy Sounds Like The End Of The World
Recenzje
2014-06-06
Sounds Like The End Of The World - Stages Of Delusion Sounds Like The End Of The World - Stages Of Delusion
Nasza ocena:
8 /10

"Wyraża więcej niż 1000 słów" - to hasło reklamowe pewnych kokosowych łakoci. Moim zdaniem panowie z Sounds Like The End Of The World śmiało mogą je sobie przywłaszczyć.

Pewnie nadużyciem byłoby nazywanie zespołu Tides From Nebula prekursorami odrodzenia muzyki instrumentalnej w Polsce, ale to właśnie ich środowiskowa sława i szacun na dzielni sprawiły, że wiele kapel wychyliło łby z podziemia i zaczęło się parać tą formą sztuki. Niesłusznie wszystkich władowano do wora z napisem post-rock, część z nich grała po prostu rocka bez słów, tak zaaranżowanego, by co wrażliwsze uszy bez trudu odczytały treść zawartą w nutach.

Podobnie jest z twórczością Sounds Like The End Of The World, którą możemy podziwiać na pierwszym dużym albumie grupy, "Stages Of Delusion". Dziewięć zgrabnych kawałków spłodzono tak, że spokojnie sprawdziłyby się jako podkłady do utworów z wokalem, jednak tu zamiast głosu ludzkiego, śpiewa gitara, pianino/syntezator czy bas. O czym? O wędrówce po odmiennych stanach świadomości, często takich, które potocznie uznaje się za pejoratywne (wszak życie iluzjami raczej nikomu nic dobrego nie przyniosło), jednak zazwyczaj są wyzwalające, pomagają nam oczyścić umysł ze wszelkich brudów. Tak to widzę i mam nadzieję, że autorzy "Stages Of Delusion" się ze mną zgodzą.


Wyróżniłbym tu dwa rodzaje utworów: jedne budowane są na riffach, wzbogaconych klawiszowymi pasażami, w drugich dominują opowieści snute poprzez gitarowe solówki. Nie ukrywam, że osobiście jestem większym fanem tych pierwszych, przybliżających Sounds Like The End Of The World do post-rocka. Moim pierwszym faworytem jest "Trafalgar Square", gdzie brutalne uderzenia mieszają się z przyjemnymi wyciszeniami i syntetycznym tłem, które mnie na myśl przywodzi dokonania God Is An Astronaut. Faworyt numer dwa, "Everything Is Odd" uwodzi mnie przede wszystkim zagrywkami tremolo i długimi, zapętlonymi motywami. Wyróżniłbym też jeden numer z drugiej, "solówkowej" grupy, zamykający album "Red Moon Valley", narastający z każdą sekundą, by w finale uderzyć mas ciepłym rockowym wybuchem niczym podmuchem orzeźwiającego wiatru.

Świetnie mi się słucha debiutu Sounds Like The End Of The World, bowiem z jednej strony niezwykle mnie odpręża, a z drugiej potrafi dać kopa. Widzę, że to zaczyna być specjalnością polskich zespołów parających się instrumentalnym graniem, co zresztą niezwykle mnie cieszy. Pod wotum zaufania dla "Stages Of Delusion" podpisuję się więc wszystkimi kończynami.

Jurek Gibadło