Little Barrie

Shadow

Gatunek: Rock i punk

Pozostałe recenzje wykonawcy Little Barrie
Recenzje
2014-05-16
Little Barrie - Shadow Little Barrie - Shadow
Nasza ocena:
8 /10

Pierwsze co można zauważyć, gdy wciśnie się najnowszą płytkę Little Barrie do odtwarzacza, to niezaprzeczalny fakt, że londyńskie trio ma olbrzymie umiejętności instrumentalne.

Soczysty bas Lewisa Whartona zachwyca głębią i soczystością brzmienia przy okazji podgrywając aż miło, Virgil Howe - syn wirtuoza gitary z grupy Yes, Stevego Howe - tworzy wspaniałe akrobacje rytmiczne, zbliżając się momentami do nieprzeciętnie gęstego stylu gry Keitha Moona z The Who, całość zaś zdobi z lekka hendrixowymi solówkami Barrie Cadogan. Panowie dość często dają się unieść instrumentalnym zapędom i zdają się odchodzić od pozornej jedynie konstrukcji utworu w stronę udanych jamów, gdzie autentycznie dzieje się bardzo wiele ciekawych rzeczy.

Z porównań można wnioskować, że trio czerpie inspirację z wyjątkowo płodnych lat siedemdziesiątych, i tak jest w rzeczy samej. Panowie chętnie sięgają po stylistykę rockową, czasem nawet hard rockową tamtych lat, urozmaicając utwory psychodelicznym nastrojem - trochę jak Iron Butterfly ("Pauline"), trochę jak Budgie z balladowych miniaturek (tytułowy "Shadow"), czasem też wędrują w stronę southern rocka ("Realise") wymieszanego z blues rockiem ("Deselekt"), by zahaczyć też o całkiem pokaźne fragmenty jamujące ("Eyes Were Young"). Jedyną oznaką współczesności jest wokal Cadogana, niebezpiecznie zbliżający Little Barrie w stronę indie rocka, ale pachnący też muzyczną spuścizną Burke'a Shelleya. Jednak w całej rozciągłości "Shadow" smakuje tak, jakby premierę miał na winylu jakieś czterdzieści lat temu, w czasach taplających się w odmętach LSD hipisów, obcisłych spodni, szerokich, bogato zdobionych koszul, długich kudłów i jeszcze dłuższych wąsów.


Album "Shadow" to niewątpliwa gratka dla fanów psychodelicznej sceny lat siedemdziesiątych, hendrixowych solówek, udanych - delikatnie tylko garażowych - jamów i wysokiego wokalu spod znaku Budgie. Przede wszystkim jednak, to kawał świetnej muzyki od trzech kochających hard rock instrumentalistów, wpatrzonych w dokonania wielkich nazwisk z czasów The Jimi Hendrix Experience. Świetnie się tego słucha!

Grzegorz Bryk