House of Lords

Precious Metal

Gatunek: Rock i punk

Pozostałe recenzje wykonawcy House of Lords
Recenzje
2014-04-07
House of Lords - Precious Metal House of Lords - Precious Metal
Nasza ocena:
7 /10

Tytuł dziewiątego albumu studyjnego House of Lords pewnie mógłby uchodzić za kolejny gatunek metalu, ale Kalifornijczycy niczego nowego nie wynaleźli. Grają wszak w ramach wyznaczonego przed laty kursu.

Ów cenny metal został przekuty w dwanaście kompozycji, które fanom melodyjnego rocka powinny zapewnić około pięćdziesięciu minut przyjemnej rozrywki z kilkoma odniesieniami do przeszłości. Oto bowiem dziewiąty album studyjny House of Lords stanowi nawiązanie do korzeni zespołu, a więc sięga przełomu lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych ubiegłego stulecia. To był okres niezwykły dla różnych melodyjnych form rocka i metalu, w którym swoją niszę odnaleźli też muzycy House of Lords wydając trzy dobrze przyjęte krążki. Nic zatem dziwnego, że zespół z sentymentem wspomina tamte czasy, jednocześnie próbując do nich nawiązać w swej muzyce.

Jedyny muzyk, który pamięta największe sukcesy House of Lords, mózg zespołu James Christian postarał się, aby "Precious Metal" pod licznymi względami wpisał się w najważniejsze standardy zespołu. W istocie znalazło się tu sporo analogii, choćby do "Sahary" z 1990 roku. Nie chodzi mi wyłącznie o widoczne od razu kwestie graficzne, ale o wyjątkową lekkość w kreowaniu kompozycji przebojowych i nośnych. Słuchając ostatnie albumy House of Lords można było bowiem odnieść wrażenie, że zespół trochę utknął w monotonii własnego stylu, ale "Precious Metal" przynosi pod tym względem pewne, choć nieprzesadzone odświeżenie. Może wcześniej brakowało owego nawiązania do korzeni? Tymczasem dobrze zabrzmiały tu melodyjno rockowe hymny  jak "Battle", "I’m Breaking Free", "Swimmin’" i "You Might Just Save My Life". To soczysta, pełna pompy i cukru, odsłona House of Lords.

Na "Precious Metal" nie brakuje rozmaitych popisów instrumentalnych, o czym najlepiej świadczą kąśliwe zagrywki gitarowe w "Permission To Die", oldschoolowy wstęp klawiszowy w "Epic" lub kilka niezłych uderzeń perkusji w "Swimmin’". Nawiązując nieco do ostatniego wymienionego utworu można żałować, że w formacja nie stawia częściej na ostrzejsze granie. Na płycie nie zabrakło bowiem takich momentów, w których zespół odpuścił melodie i zbliżył się do klasycznego hard rocka i heavy metalu. To przyjemne i zaskakujące wydanie muzyki kalifornijskiego bandu, choć niezwykle rzadko stosowane. Inaczej niż przeładowane słodkościami ballady  "Live Every Day (Like Its The Last)" czy tytułowy "Precious Metal". To właściwe naturze gatunku rozpylacze łzawych emocji. Utwory mało atrakcyjne pod względem instrumentalnym, nastawione raczej na proste środki, jakąś melancholijną gitarę czy rzewnego wokalistę. Pozostając przy kwestiach wokalnych, warto zwrócić uwagę, że na albumie pojawiła się gościnnie Robin Beck w kompozycji "Enemy Mine", a więc utworze balansującym na granicy melodyjnego rocka, popu i dobrego smaku.


Zbierając wszystkie przemyślenia do zgrabnej puenty, jestem w stanie zrozumieć wartość "Precious Metal". To album dedykowany wyłącznie fanom melodyjnego rocka. Trochę odświeża formułę zespołu poprzez kilka oczywistych nawiązań do przeszłości, trochę też przypomina o utalentowanej talii instrumentalistów Jamesa Christiana. Całość obraca się jednak wokół sprawdzonych standardów House of Lords. Sądzę więc, że do "Precious Metal" warto podchodzić bez wielkich oczekiwań, ale i ze świadomością dobrej formy Amerykanów.  

Konrad Sebastian Morawski