Za oceanem mają Kapitana Amerykę, u nas natomiast odpowiedni strój skompletował Captain Grave. Jeszcze nie rządzi na scenie, ale tak naprawdę w naszym kraju brakuje mu konkurencji wśród superbohaterów.
Co innego w Stanach, gdzie dość jest bohaterów komiksowych i scenowych. Chciałbym się mylić, ale wydaje mi się, że formacji łatwiej byłoby odnaleźć się po tamtej stronie Wielkiej Wody niż u nas. Oświęcimski band prezentuje na wskroś amerykańskie granie. Rockowy punk, punkowy rock, kojarzący się bardziej z Kalifornią niż Małopolską. Niejeden zespół połamał sobie zęby próbując takiej twórczości na naszym podwórku. Oby Captain Grave zadomowił się na dłużej.
Zespół w stosunku do wydanej wcześniej epki, zdjął nieco mocy i postawił na bardziej naturalny rockowy sound. W uzyskaniu odpowiedniego efektu w studiu pomagał między innymi Piotr Gruenpeter (Thaw, Searching For Calm). Trzeba przyznać, że realizatorzy świetnie wykonali swoją pracę.
"Waking Up" budzi skojarzenia. Jak najbardziej pozytywne. The Gaslight Anthem, The Bronx czy nawet The Juliana Theory z okresu "Deadbeat Sweetheartbeat". Czasem pobrzmiewają echa He Is Legend, czyli southern rocka, zwłaszcza w mocniejszych brzmieniowo partiach, kiedy kapela decyduje się dołożyć do pieca.
"Waking Up" to dziewięć utworów, nieco ponad trzydzieści pięć minut muzyki. Dość by nasycić słuchacza, ale nie zmęczyć. Właściwie od początku do końca mamy do czynienia z zastrzykiem energii. Albumem energetycznym i melodyjnym. Szczerym i bezpretensjonalnym. Pozbawionym lukru, momentami melancholijnym (np. znakomity "Experimental") zarówno jeśli idzie o muzykę, jak i wokal (coraz lepiej radzący sobie Dawid). Choć większość kawałków zagranych jest prosto i do przodu, znalazło się miejsce dla bogatszych aranżacyjnie partii. Jak w wieńczącym album utworze tytułowym, dryfującym w stronę post-hardcore'a, gdzie znalazło się miejsce na oddech, wprowadzono więcej przestrzeni. Wspomniałem o energii, jednak muzycy nie gnają na złamanie karku, nie mamy do czynienia z d-beatową petardą, nikt się z nikim nie ściga. Co nie znaczy, że nie ma szybszych punk rockowych fragmentów (rozedrgane, świetne rytmiczne "Reintroduction"), jednak przez większą część płyty Kapitan nie forsuje tempa. Na wszystko jest miejsce i czas, a dzięki odpowiednio rozłożonym na krążku akcentom nie ma miejsca na nudę.
Nie ma zbyt wiele takiego grania w naszym kraju, tym bardziej należy docenić "Waking Up". Zwłaszcza, że jest to muzyka, której nie trzeba się wstydzić i śmiało można wysyłać zespół w trasy z bardziej znanymi nazwami w tym gatunku. Punktów za oryginalność Captain Grave nie zdobywa, ale z nawiązką nadrabia to szczerością. Słychać, że chłopaki czują takie dźwięki. Grają dokładnie to, na co mają ochotę. I robią to bardzo dobrze. Ten krążek rośnie z każdym przesłuchaniem. Teraz pozostaje wypatrywać kapeli na trasie.
Sebastian Urbańczyk