Don Airey

Keyed Up

Gatunek: Rock i punk

Pozostałe recenzje wykonawcy Don Airey
Recenzje
2014-03-14
Don Airey - Keyed Up Don Airey - Keyed Up
Nasza ocena:
8 /10

Pewnie dla zdecydowanej większości miłośników szeroko pojętej muzyki rockowej postać i dokonania Dona Aireya są doskonale znane.

Zestawienie wykonawców, z jakimi współpracował, płyt na których się udzielał, wypełniłby wiele stron. Pomimo tego, że od 2002 jest mocno zajęty w Deep Purple znajduje czas i chęć aby nagrywać płyty pod swoim nazwiskiem.

Każdy, kto zna trzy poprzednie solowe płyty Dona Aireya nie będzie specjalnie zaskoczony zawartością "Keyed Up". Trochę klasycznego hard rocka, troszkę wycieczek w kierunku rocka progresywnego i całe mnóstwo popisów na organach Hammonda, czyli wszystko to co już znamy z albumów sygnowanych jego nazwiskiem. Ten może mało entuzjastyczny początek wcale nie oznacza, że dostajemy przewidywalną i nie wartą zainteresowania płytę. Absolutnie nic z tych rzeczy! Album jest prawdziwą ucztą dla wszystkich miłośników brzmienia organów Hammonda i muzycznych klimatów lat '70. Don Airey w jedenastu utworach pokazuje szerokie spektrum swoich artystycznych zainteresowań.

Wśród tych hard rockowych utworów, najmocniejszy to bardzo "purpurowy" w charakterze "3 In The Morning". Pięknie się słucha kawałka "Beat The Retreat". Dużo spokojniejszy od poprzednika. Zdecydowanie rockowy, chociaż momentami bluesowy, a chwilami zahaczający o fusion z fanfarowo brzmiącymi klawiszami jak u ELP, wyjącymi moogami. Bardzo przyjemnie naładowany pomysłami i brzmieniami. "Blue Rondo A La Turk" to sentymentalna podróż Dona Aireya, gdyż był to pierwszy utwór jaki wykonał w radio mając zaledwie 14 lat. Utwór jest wariacją na temat znanych tematów muzyki klasycznej. Rozpoznałem fragmenty kompozycji Mozarta, Bacha i Czajkowskiego ale to pewnie nie wszystkie wykorzystane tam cytaty. Ponad pięć minut mistrzowskiego popisu Aireya na organach Hammonda przy wsparciu jedynie sekcji rytmicznej, a wszystko zagrane w bardzo szybkim tempie, rozpędzone i natchnione. Taki sposób potraktowania muzyki klasycznej na rockowo mocno kojarzy się z dokonaniami Emerson, Lake and Palmer.

"Solomon’s Song" od początku zapowiada się na piękną, klimatyczną piosenkę z uroczym, wręcz słodko brzmiącym Hammondem. Sielankowy nastrój znika, kiedy niczym petarda, wybucha dynamiczny refren. I tak przez cały czas trwa żonglowanie tempem i nastrojem. Sporo tu mrocznego klimatu zupełnie jak w "Vincent Price" z ostatniej płyty Deep Purple. Utwór jest okazją do zaprezentowania szerokiego spektrum możliwości głosowych wokalisty Carla Sentance - od lirycznego śpiewu (zwrotka), po hard rockowe krzyki (refren). No i to cudne solo na Hammondzie, od którego robi się miękko w kolanach. Klimatyczny, nostalgiczny "Claire D’Loon" to w zasadzie utwór instrumentalny (śladowe ilości wokalu) z rozmarzonym Hammondem i takąż gitarą. Don Airey wziął na warsztat stary utwór Rainbow "Difficult To Cure" i poddał go małej modernizacji. Dołożył spore partie muzyki klasycznej również z brzmieniami instrumentów i harmoniami charakterystycznymi dla tego gatunku (dęciaki, smyczki, chór pewnie odtworzone "z dyskietki").

Na koniec zostawiłem opis tego, co na tej płycie jest najsmakowitszym kąskiem i to zarówno pod względem muzycznym jak i sentymentalnym. W utworach "What Went Wrong" (jedna z część "Mini Suite") i "Adagio" wykorzystano partie gitary nieżyjącego Gary’ego Moore'a. Całość została tak zmontowana, że mamy wrażenie, iż ten wielki gitarzysta jest wśród muzyków w studio. Obaj panowie w przeszłości współpracowali ze sobą, dlatego nie powinno dziwić, że Airey postanowił w taki właśnie sposób uczcić pamięć wielkiego muzyka. Wieloczęściowa "Mini Suite" nie jest dziełem w pełni nowym, bo wykorzystano fragmenty kompozycji Moore’a stworzone przed laty dla zespołów Colosseum II i Thin Lizzy. Zgrabnie to zostało połączone w jeden wielowątkowy numer z całym mnóstwem smaczków (gitarowo-hammondowe call and response, fortepian w quasi symfonicznej partii, podniosły wokal). W utworze tym gościnnie zagrał bardzo interesujący blues-rockowy gitarzysta Simon McBride (nawiasem mówiąc gorąco polecam jego solowe płyty). W jednym z wywiadów powiedział, że udział w takim przedsięwzięciu był dla niego wielkim zaszczytem, bo Gary Moore należy do grona jego ulubionych instrumentalistów. Simon nigdy nie miał okazji zagrać z Garym, a na płycie Airey’a dostąpił tego zaszczytu i jego satysfakcji nie umniejsza fakt, że była to współpraca wirtualna.

Największy ładunek emocji i wzruszeń dostarcza nostalgiczny i wypełniony typową dla Gary’ego Moore’a liryką utwór "Adagio". Zastosowano wiele nakładających się na siebie partii gitar, przez co uzyskano niezwykłe bogactwo brzmień. Piękna, jedyna w swoim rodzaju liryczna, rozmarzona gitara Gary'ego Moore’a - miło znowu posłuchać. Szkoda, że nie umieszczono tego utworu jako ostatniego na płycie. Doskonale nadaje się na zamknięcie, uspokojenie tych wszystkich, nieraz bardzo skrajnych, nastrojów i emocji, jakie wywołuje u słuchacza najnowsza muzyka Dona Aireya. Rolę "zamykacza" pełni mocno "purpurowa" ale i przy tym przyjemnie bluesująca (fortepian) kompozycja "Grace".

Zdaję sobie sprawę, że porównywanie Mistrza do kogokolwiek jest mocno niestosowne, ale dla potrzeb wyłącznie poznawczo-opisowych nadmienię, że hammondowe brzmienia, inspiracje, klimaty, jakie słychać na "Keyed Up" rozciągają się od Jona Lorda do Keitha Emersona.

Airey’owi towarzyszy grono stałych współpracowników. Na szczególne wyróżnienie zasługuje obdarzony świetnymi warunkami wokalnymi i bardzo wszechstronny Carl Sentance. W dynamicznych fragmentach potrafi się nieźle rozkrzyczeć swoim wysokim głosem, ale kiedy trzeba doskonale daje sobie radę w dużo spokojniejszych klimatach. Płyta nagrywana była na "setkę", bez "dokrętek" i tak ostatnio modnej pracy "na odległość". Stara dobra szkoła. Na tym większe słowa uznania zasługuje efekt jaki uzyskano. Za to co słychać choćby w "Difficult To Cure 2013", za te wszystkie "dęciaki", "smyczki" i "chór" tak bardzo klasycznie symfonicznie brzmiące zgrabnie wmontowane w całość należą się wielkie słowa uznania.

Moją ulubioną płytą z solowej dyskografii Dona Aireya jest "A Light In The Sky" i "Keyed Up" raczej tej klasyfikacji nie zmieni. Szkoda, że na najnowszym wydawnictwie zabrakło w większej dawce klimatów fusion, czegoś co by nawiązywało do brawurowego "Big Crunch" z "A Light In The Sky". No ale nie można mieć wszystkiego co się lubi. Jako wielki miłośnik Hammonda, hard rocka i rocka progresywnego nie mam co narzekać. Don Airey przygotował bardzo przyjemny w słuchaniu miks tego wszystkiego co lubię.

Robert Trusiak

Powiązane artykuły