Muzycy Def Leppard historycznym szlakiem zawitali do USA. Z ziemi angielskiej do amerykańskiej, i to w samo jej rozrywkowe serce! Wszak najnowsze wydawnictwo koncertowe Anglików zostało zarejestrowane w Las Vegas.
Prawie dwuipółgodzinny koncert pod wieloma względami stanowi łakomy kąsek dla fanów legendarnego zespołu. Po pierwsze, muzycy Def Leppard nigdy dotąd nie zagrali w całości jednego ze swoich najsłynniejszych albumów. Chodzi oczywiście, jak sam tytuł wskazuje, o krążek zatytułowany "Hysteria" z 1987 roku. Wielu krytyków uważa to dzieło za opus magnum twórczości zespołu z Sheffield. Tegoroczna aranżacja koncertowa tylko te opinie umacnia, ponieważ "Hysteria" wybrzmiała rewelacyjnie. Wydawnictwo koncertowe stanowi zatem rzeczywisty hołd dla tego klasycznego krążka. Tym bardziej, że Joe Elliott nawiązał świetny kontakt z amerykańską publicznością, która sprawiała wrażenie jakby znała każde słowo i każdy dźwięk z tego albumu. Zresztą nie ma w tym nic dziwnego. To właśnie w USA "Hysteria" okryła się dwunastokrotnie platyną. To właśnie tam krążek trafił w milionach egzemplarzy do amerykańskich fanów rocka. Nie mogło być zatem inaczej - "Hysterię" w całości trzeba było zagrać w USA!
Druga ważna kwestia związana z wydawnictwem "Viva! Hysteria" to fakt, że zespół zaproponował kilka utworów, które na ogół nie były włączane do jego repertuaru koncertowego albo miało to miejsce przed wyginięciem dinozaurów. W ten sposób w Las Vegas można było usłyszeć kilka niezłych perełek. Za punkt odniesienia można wziąć choćby koncertówkę z 2011 roku pt. "Mirrorball: Live & More". W porównaniu do tamtego materiału Anglicy zaproponowali teraz takie numery jak "Good Morning Freedom", który stanowił stronę B singla z 1980 roku "Hello America", a miło też usłyszeć następujący tuż po nim utwór "Wasted". To klasyka Def Leppard. Oba wspominane numery znalazły się przecież w trackliście legendarnego debiutu studyjnego Anglików. Perełek znalazło się tu więcej. Powiało też nowoczesnością przy takich utworach jak "Slang" z 1996 roku albo "Promises" z 1999 roku, ale to też ważna część działalność studyjnej i scenicznej Def Leppard. Warto też zauważyć, że jeśli grupa oddała duży hołd krążkowi "Hysteria" to mały został oddany "High 'n' Dry" z 1981 roku. W Las Vegas muzycy Def Leppard zagrali w sumie siedem utworów z tej płyty, w tym pięć z rzędu, a koncert zakończył zawsze świetnie brzmiący "Switch 625", oryginalnie będący popisem gitarowym Steve'a Clarka.
Pierwszą i drugą płytę wydawnictwa rozdzieliła noc, bowiem hołd dla krążka "Hysteria" został oddany 29 marca, a mały hołd dla "High 'n' Dry" następnego dnia czyli 30 marca 2013 roku. W każdym razie połowa utworów z drugiego krążka i tak została zarejestrowana 29 marca, gdy zespół otwierał show pod skądinąd znaną nazwą Ded Flatbird, ale w procesie produkcyjnym zdecydowano się pozostawić na pierwszym krążku całą "Hysterię" i dwa hity z albumu "Pyromania", a resztę materiału wrzucić na drugi kompakt. Takie zabiegi mogą wzbudzić w słuchaczu pewną dezorientację, ale domyślam się, że taki stan będzie dotyczył tylko najbardziej zagorzałych fanów Def Leppard. Zresztą chronologię koncertu wyjaśnia materiał DVD, który wszedł w skład tego niezwykle profesjonalnie wydanego albumu. Oczywiście wyjaśnienie nastąpi pod warunkiem, że zaopatrzycie się w edycję 2CD/DVD, bo moim zdaniem tylko w ten sposób można naprawdę odczuć wyjątkowość koncertu w Las Vegas.
Cóż więcej dodać? Owacje amerykańskiej publiczności dla muzyków Def Leppard mówią wszystko o "Viva! Hysteria". Trudno powiedzieć, że to koncertowa kwintesencja twórczości Anglików, ale na pewno jej fenomenalny wielki rozdział. Przy Def Leppard w takiej formie można autentycznie oszaleć.
Konrad Sebastian Morawski