John Taylor

W rytmie przyjemności. Miłość, śmierć & Duran Duran

Gatunek: Rock i punk

Pozostałe recenzje wykonawcy John Taylor
Recenzje
2014-01-02
John Taylor - W rytmie przyjemności. Miłość, śmierć & Duran Duran John Taylor - W rytmie przyjemności. Miłość, śmierć & Duran Duran
Nasza ocena:
8 /10

Mania na punkcie Duran Duran, która ogarnęła świat w połowie lat osiemdziesiątych, do dziś porównywana może być wyłącznie z histerycznym wręcz uwielbieniem jakim cieszyła się grupa The Beatles.

Olbrzymie trasy koncertowe, milionowe nakłady albumów, niepoliczalne rzesze fanek, które spoglądając na plakat rozdzielały między siebie najlepszego Durana, a wszystko to wzięło początek od pozornie prostej rozmowy bohatera "W rytmie przyjemności" z rodzicami: "Dajcie mi rok na próbę zrobienia kariery muzycznej". Zgodzili się. Tak zaczęła się historia grupy Duran Duran, dziś już nie rozgrzewającej tak jak jeszcze na początku lat dziewięćdziesiątych, kiedy wypuścili ostatni wielki hit "Ordinary World". Można nawet powiedzieć, że zespół jakby zatarł się w podświadomości masowego słuchacza, stając się reliktem kolorowych lat osiemdziesiątych, a wszystko co po nim zostało to kilka piosenek i niezwykła legenda grupy, która w ciągu paru lat osiągnęła niewyobrażalny wręcz, dziś zaś niemożliwy do powtórzenia, sukces komercyjny.

"W rytmie przyjemności" to nie biografia Duran Duran, a autobiografia basisty i założyciela grupy, Johna Taylora, ale ciężko byłoby opowiadać o tych dwóch historiach w oderwaniu od siebie, dlatego przeplatają się one, dopełniają i publikacja może funkcjonować zarówno na gruncie biografii jak i autobiografii. Tym bardziej, że Taylor rozpoczynając od swojej młodości i fascynacji muzyką, prowadzi nas poprzez początek formowania grupy Duran Duran, jej największe sukcesy, aż wreszcie zawieszenie działalności. Od lat dziewięćdziesiątych autor odstawia na boczne tory dzieje formacji, a zajmuje się swoim uzależnieniem, życiem rodzinnym i poglądami - niestety dość trywialnymi i nazbyt moralizatorskimi, by mogły uchodzić za myśli głębokie.

Autobiografię Taylor czyta się jednak przednio, bo pomijając całkiem porządny pisarski warsztat artysty, zaciekawia anegdotkami oraz wtrętami około kulturowymi w stylu: "Nile entuzjastycznie przedstawił nas wokalistce, z którą właśnie pracował. Była maleńka i wydawała się mieć mnie w dupie. Oto najwyraźniejsze wrażenie, jakie wyniosłem z pierwszego spotkania z Madonną" (s.240), albo fragment, gdy niezbyt już trzeźwy Taylor myślał, że Lemmy grający w jednorękiego bandytę jest wystrojem wnętrza knajpy. Takich spotkań i niezwykle wyrazistych opisów bywalców salonów jest mnogość, a wszystkie ciekawe i zabawne, tym bardziej, że dysponuje basista typowo brytyjskim poczuciem humoru. To bodaj największa zaleta "W rytmie przyjemności". Niestety trochę po macoszemu potraktował Taylor swoją solową twórczość, niemal ją pomijając, unika też głębszego omówienia (słusznie zresztą) płyt nagranych z Duran Duran, ograniczając się raczej do konsekwencji ich wypuszczenia. Można więc autobiografię podzielić na trzy zasadnicze części: młodość, Duran Duran i uzależnienie.

Treść wzbogaca tu fantastyczne wydanie, wypchane wręcz po brzegi zdjęciami ilustrującymi poszczególne fragmenty tekstu. Świetny skład oraz łamanie (to nie pierwsza ciesząca moje oczy robota Agaty Wardy), drogi papier, twarda oprawa zdobiona charakterną grafiką. Można by się przyczepić do kilku błędów redaktorskich (warto by ujednolicić stosowanie kursywy i cudzysłowów), ale są to rzeczy, których przeciętny czytelnik nawet nie dostrzeże. Pomimo paru błędów "W rytmie przyjemności" jawi mi się jako perełka wydawnicza, szczególnie za tak rozsądną cenę.

Osobiście nigdy nie byłem fanem twórczości Duran Duran, tym bardziej Johna Taylora, publikacja jednak prócz fantastycznie opisanych kolei losu bohaterów (przede wszystkim Taylora, wszak to jego opowieść) jest też wypchana obserwacjami na temat zjawisk popkultury, a akurat grupa Duran Duran w tamtych czasach miała dostęp do największych artystów epoki i spotkania z nimi Taylor skrzętnie odnotował pokazując przy tym jak wiele prawdy jest w poglądzie, że nikt z nas nie jest samoistny, a losy ludzi przeplatają się wcale nie bezsensownie. Gorąco polecam miłośnikom kultury popularnej!

Grzegorz Bryk