Po sześciu latach milczenia w roku 2011 Arena powróciła bardzo udanym albumem "The Seventh Degree Of Separation". W ramach akcji promującej to wydawnictwo grupa odwiedziła również Polskę, a koncert w Katowicach doczekał się wizualnej dokumentacji na płycie DVD.
Obok prezentacji premierowego materiału trasa koncertowa była okazją do pokazania w akcji dwóch nowych członków formacji- powracającego do składu po latach nieobecności basisty Johna Jowitta i czwartego w historii grupy wokalisty Paula Manzi’ego. Dla każdego zespołu zmiana za mikrofonem jest posunięciem bardzo radykalnym bo natychmiast "słyszalnym", chociaż akurat w przypadku Areny można się już było do tego przyzwyczaić. Manzi dysponuje mocnym głosem i czasem ponosi go w kierunku zdecydowanie metalowej ekspresji wokalnej, ale potrafi się odnaleźć i choćby w stareńkim "Valley Of The Kings" zaśpiewał dużo delikatniej.
Widzowie, którzy 10 listopada 2011 zasiedli w sali Teatru Śląskiego byli świadkami długiego, bo trwającego prawie dwie godziny koncertu. Zespół zaprezentował 21 utworów, w tym aż siedem pochodzących z "The Seventh Degree Of Separation". Reszta to przegląd wszystkiego, co najlepsze w twórczości Areny. Przygotowując program koncertu muzycy głęboko sięgnęli do swojej historii, gdyż zaprezentowali utwory aż z sześciu (nie licząc najnowszej) płyt, wliczając w to najstarszą, czyli debiutancką "Songs From The Lions Cage".
Początek koncertu jest mocno niemrawy i to zarówno ze strony wykonawców jak i publiczności. Pewnie dlatego, że muzycy skupieni byli na swojej robocie, a widzowie zasłuchani. Pod koniec koncertu i jedni i drudzy wyraźnie się rozkręcili. Dochodzi nawet do tego, że Manzi biega po scenie, Nolan buja statywami ze swoimi klawiaturami, Jowitt kręci piruety, a podczas wykonywania ostatniego bisu nawet Pointer się uśmiecha, bo przez cały koncert był niezwykle poważny i skupiony. Rzecz jasna nie oczekuję od muzyków Areny jakiejś specjalnej oprawy choreograficznej, ale trochę życia scenicznego nie zaszkodzi. Publiczność też wykazuje się dużą aktywnością. Jest owacja na stojąco, wspólne śpiewanie pod batutą Manzi’ego. Pięknie to wypada zwłaszcza, kiedy po zakończeniu "Crying For Help VII" publika sama z siebie śpiewa zaraźliwy fragment refrenu, czyli "help me ooooo help me" wywołując przy okazji zespół do kolejnego bisu.
To już kolejne wydawnictwo DVD firmowane przez Metal Mind zrealizowane w Teatrze Śląskim i chyba zdążyłem się przyzwyczaić do tego, jak "pokazywany" jest koncert. Przywykłem do braku scenografii, chociaż często myślę sobie, że w teatralnych magazynach znalazłyby się do wykorzystania jakieś instalacje z wystawianych tu spektakli. Generalnie jest bez szaleństwa, skromnie, ascetycznie i jak zwykle to oświetlenie robi za całe tło. Co prawda zespół przywiózł ze sobą ponad naturalnej wielkości figury "truposzy", ale stały z boku i nie były jakoś specjalnie wyeksponowane.
Oglądając "Rapture" kilka razy miałem nieprzyjemne wrażenie, że realizator nie czuje dramaturgii koncertu. Widz siedzący na sali może kierować wzrok wedle własnego uznania, my przed telewizorem zmuszeni jesteśmy "patrzeć" oczami realizatora i oczekujemy, aby "podążały" za tym wszystkim, co najważniejsze dzieje się na scenie, a nie zawsze tak było. Przykład? Proszę bardzo. W "Riding The Tide", w czasie gdy Nolan gra solo, realizator pokazuje kilkusekundowe ujęcia a to z tej a to z innej kamery, jakby zapominając, że aktualnie klawiszowiec jest centralną postacią koncertu. To na nim skupia się uwaga publiczności zasiadającej w Teatrze Śląskim i tego samego oczekuje widz przed telewizorem. Podobnie jest podczas solówki Johna Mitchella w kompozycji "Solomon". Chociaż uczciwie muszę przyznać, że taki a nie inny sposób realizacji nie był w stanie popsuć przyjemności słuchania tego zagranego brawurowo i z rozmachem utworu.
W dodatkach znajdziemy bootlegowej jakości fragment koncertu z Warszawy, wywiad z Mickiem Pointerem i Clive Nolanem oraz stałe punkty DVD wydawanych przez Metal Mind, czyli galeria zdjęć, dyskografia i tapety na komputerowy pulpit. Pięknie prezentuje się okładka płyty ozdobiona grafiką znaną z "The Seventh Degree Of Separation".
Mogłoby się wydawać, że dwie godziny koncertu to zbyt dużo, aby utrzymać widza w skupieniu przed telewizorem, ale nie w tym wypadku, ponieważ Arena jest w doskonałej formie, a zaproponowany przekrojowy program nie pozwala się nudzić.
Na koniec dwie drobne uwagi. Wytwórnia Metal Mind zrealizowała w Teatrze Śląskim w Katowicach bardzo wiele koncertów. Myślę, że warto poszukać równie urokliwego i gościnnego miejsca po to, aby nieco urozmaicić wizualne wrażenia. Nie chcę użyć sformułowania, że się "opatrzyło", ale przydałoby się trochę odświeżyć otoczenie koncertów. Drugi drobiazg - nie znam nikogo, kto wykorzystywałby dołączane do DVD tapety na pulpit. To już chyba anachronizm.
Robert Trusiak