Saga to jeden z tych zespołów progresywnego poletka, który akurat w naszym kraju nie bardzo się przyjął - podobnie jak obdarzona pokrewną historią grupa Magnum.
Oczywiście swoich wiernych fanów Kanadyjczycy zapewne mają i w Polsce, tyle że to jednak nie uwielbienie niemal histeryczne jak w przypadku choćby Rush czy Marillion.
Zwaliłbym winę za taki obrót spraw na lekkość muzyki Sagi, tym bardziej, że my, jako naród chowany w duchu martyrologii lubimy epickość, etos, ideologiczny ciężar, a co za tym - jeśli już słuchamy progresji, to tej najtrudniejszej w odbiorze, wstrząsającej. Saga natomiast od zawsze prezentowała progresję piosenkową, łatwą, zwiewną, niezwykle melodyjną i po prostu rozrywkową. Pewnie dlatego też nigdy nie nagrali dzieła, które pozwoliłoby im zaistnieć w pierwszym rzędzie tytanów gatunku, ba, ciężko by ich - mimo dwudziestu studyjnych płyt i ponad trzydziestu pięciu lat scenicznej bytności, upchnąć nawet w drugiej lidze. A sporym błędem jest lekceważenie Sagi, udowadnia to zresztą najnowsze wydawnictwo koncertowe Kanadyjczyków - "Spin It Again! Live In Munich".
Niemiecka publiczność najwyraźniej bardzo Sage lubi, a i muzycy nie pozostają dłużni wobec tego uwielbienia - nawet niemiecki język nie jest im obcy. Publika dosłownie szaleje, śpiewa wraz z Michaelem Sadlerem, albo robi za chórki, obsypuje każdy utwór głośnym aplauzem. Słychać, że bawi się znakomicie, tym bardziej, że Sadler idealnie zawiązuje nić porozumienia ze słuchaczami, istnieje pełna interakcja na linii muzycy - publiczność, pomiędzy piosenkami nierzadko następuje wymiana poglądów, pełno tu dowcipów czy przyjacielskich uszczypliwości (wystarczy posłuchać fragment pomiędzy utworami "Tired World" a "Humble Stance"). Na tej płaszczyźnie jest to jeden z najlepszych koncertów jakie słyszałem, duch przyjacielskiej atmosfery występu z Monachium jest permanentny.
Dodatkowo Saga muzycznie jest w formie. Podrasowano nieco utwory dorzucając im więcej rock'n'rolla, podkręcono przestery, jest więc głośniej i żwawiej niż w studyjnych pierwowzorach, z kopytem. Świetnie prezentuje się jak zwykle dostojny Sadler, imponują również gitarowe solówki Iana Crichtona oraz perkusja Thorna ("Fish Beat" to świetny popis bębniarza) udowadniając, że Saga to nie tylko progresja rozrywkowa, ale również olbrzymie umiejętności instrumentalne. Piosenkowy charakter repertuaru oczywiście został zachowany, jest więc kolorowo od syntezatorów, pogodnie, drapieżnie i przede wszystkim żwawo. Dodatkowo dobór utworów sprawił, że "Spin It Again! Live In Munich" prócz doskonale zagranej i nagranej koncertówki może też uchodzić za wizytówkę zespołu, szczególnie u tych, którzy nie mają czasu na przestudiowanie dwudziestu płyt Kanadyjczyków, a chcieliby się przekonać z czym tę Sage się właściwie je, wyłapać esencję tego grania. A grania jest tu multum, bo dwie godziny, dziewiętnaście utworów zawartych na dwóch płytach CD, choć dostępne są również wersje blue-ray oraz DVD.
Wyszedł ten album zespołowi i jest godny polecenia wszystkim maniakom dźwięków progresywnych, rozrywkowego hard rocka rodem z lat 80', udanych koncertów, fanom Sagi jak i tym, którzy gdzieś tam nazwę słyszeli, ale jakoś nigdy czasu nie było, żeby porządniej się w nią wgryźć. Gorąco polecam!
Grzegorz Bryk