Wujek Dobra Rada poleca: na przyszłość nie nazywajcie takich płyt "Najlepszymi" tylko "Najpopularniejszymi przebojami Nickelback".
Na przełomie tysiącleci kanadyjska ekipa dowodzona przez braci Kroegerów podpisała pakt z diabłem… przepraszam - z wytwórnią Roadrunner. Label ten ma to do siebie, że potrafi sprzedać mocno grające kapele każdej stacji radiowej, sprawić, że będą zapełniały stadiony, ale w zamian pożera ich artystyczną, a przynajmniej brzmieniową duszę. Każda płyta musi mieć przynajmniej ze cztery potencjalne hiciory, misternie zaaranżowane i wyprodukowane tak, by puszczone o północy nie obudziły sąsiadów. Nickelback szybko przekonał się o skuteczności wydawcy, przecież od ponad 10 lat o zespole mówi cały świat, ale ceną jest może nie nienawiść, ale pogarda fanów mocnego brzmienia. Moim zdaniem niesłuszna, niemniej krążek "The Best Of, vol. 1" z pewnością niczyjej opinii nie zmieni.
Mamy bowiem do czynienia z kompilacją 19 radiowych przebojów zespołu, które hulały po listach popularności od czasu wydania płyty "Silver Side Up" (2001), aż po ostatnią - "Here and Now" (2011). Jaki wniosek płynie z wysłuchania tych wszystkich kompozycji za jednym zamachem? Otóż taki, że Nickelback gra na jedno kopyto. Zespół wypracował sobie pewną formułę, sekwencję dźwięków, pasaże akordów i ideę melodyczną, dzięki którym jest w stanie płodzić kolejne hity. Szkoda, że tak boleśnie jednakowe. Postawcie obok siebie "Someday", "If Everyone Cared" czy "If Today Was Your Last Day" i wskażcie pięć różnic. I bądźmy szczerzy - nie są to najbardziej lotne utwory we wszechświecie. Wiele z nich wręcz śmieszy przaśnością ("When We Stand Together"), inne dobijają nijakością ("Burn It To The Ground", "Rockstar" - faktycznie Chad chcesz być gwiazdą miękką jak futro kota persa?)…
Oddajmy jednak Nickelback sprawiedliwość: wcale nie jest tak, że grupa nie potrafi pisać wartościowych kawałków. Szczególnie te z płyt "Silver Side Up" i "All The Right Reason" naprawdę mogą się podobać. "How You Remind Me", czyli numer, który przyniósł Kanadyjczykom światową sławę, to przecież solidna porcja hardrockowego uderzenia z sugestywnym, szczerym tekstem. "Animals" to kolejny potężny rocker, z kolei "Photograph" i wzrusza tekstem, i cieszy świetnym refrenem oraz przyjazną, ale nieprzesłodzoną aranżacją.
Na koniec jeszcze chciałbym nawiązać do leadu, w którym mówię, że mamy do czynienia nie z najlepszymi, a z najpopularniejszymi kawałkami Nickelback. Gdy bowiem wgryziemy się lepiej w dyskografię grupy nagle okazuje się, że zawiera ona sporo numerów z wykopem, którymi mogłaby się chwalić. A to thrashowy wręcz "Side Of a Bullet", a to przyjemnie southernowy "Good Times Gone", a to ciekawie narastający "Just To Get High"… Poszperajcie. Taka zabawa da wam więcej, niż obcowanie z "The Best Of, vol. 1". No chyba, że jesteście wiernymi fanami Kroegerów i spółki - wtedy bierzcie w ciemno.
Jurek Gibadło