Frank Marino Mahogany Rush

Real Live!

Gatunek: Rock i punk

Pozostałe recenzje wykonawcy Frank Marino Mahogany Rush
Recenzje
2013-11-15
Frank Marino Mahogany Rush - Real Live! Frank Marino Mahogany Rush - Real Live!
Nasza ocena:
8 /10

Kolejna odsłona reedycji płyt kanadyjskiego gitarzysty i wokalisty Franka Marino.

Po albumie "Full Circle" tym razem jest to, pierwotnie wydany w 2004 roku, koncertowy album "Real Live!". Dwupłytowe wydawnictwo zawiera zapis występu, jaki odbył się 8 września 2001 roku w Montrealu. Zasadniczo Frank Marino zaprezentował się w kwartecie chociaż piątym wykonawcą był dodatkowy wokalista. Gitarzysta, w krótkim wywiadzie zamieszczonym w książeczce dołączonej do płyty, wspomina, że miał sporą tremę przed tym koncertem. Dodatkową presję wywoływał fakt, że grali w Montrealu czyli "swoim" mieście, a na widowni byli również rodzina, znajomi i przyjaciele. To bardzo ważna płyta dla Franka Marino, została bowiem nagrana i wydana tuż po jego powrocie na scenę po długiej przerwie w latach '90. Albumem tym przypomniał słuchaczom o sobie i pokazał, że ciągle jest w świetnej formie.

Dość zagadkowo prezentuje się setlista umieszczona na okładce płyty. Niektóre z tytułów wydrukowane zostały pogrubioną czcionką, inne z pewnym marginesem, przy niektórych jest dopisek excerpt a przy innych return, są utwory pogrupowane po kilka. Nie wygląda to na typograficzne zabawy grafika a raczej na jakąś, póki co nieznaną, logikę. Wszystko wyjaśniło się przy pierwszym przesłuchaniu. Utwory pogrupowane w paczki stanowią jeden, długi blok koncertowy. Wykonywane są bez żadnej przerwy, następują po sobie jeden po drugim, płynnie przechodząc w kolejny nie pozostawiając publiczności ani chwili na oklaski. Pierwszy na jaki natrafia słuchacz rozpoczyna się od długaśnej kompozycji "Poppy" (17:24), która płynnie przechodzi w "She’s Not There" a potem, bez chwili przerwy, klasyk Roberta Johnsona "Crossroads". Ten blok kończą powracające tematy "She’s Not There" i "Poppy" (stąd dopisek return).

Takich "paczek" na obu krążkach jest więcej. Słuchacz dostaje więc za jednym zamachem sporą porcję różnorodnej muzyki w jednej skondensowanej dawce. Na "Real Live!" są też utwory zagrane tradycyjnie, "po bożemu", jak choćby klasyki czyli "Voodoo Chile" i "Red House" uwielbianego przez Franka Jimi Hendrixa. Jak wspominałem, Marino wystąpił w kwartecie, ale podczas koncertu nie zabrakło momentów, kiedy na scenie prezentował się wyłącznie lider w solowym popisie. Tak jest podczas wykonywania "Electric Reflections Of War" z wplecionymi fragmentami "The Star Spangled Banner" czy w lirycznym "Somewhere Over The Rainbow".

Na obu płytach dostajemy w sumie ponad dwie i pół godziny muzyki będącej zaledwie wyborem tego wszystkiego co wypełniło program wieczoru. Cały koncert trwał bowiem tak długo, że jego zapis nie zmieściłby się nawet na dwóch krążkach CD.

Frank Marino nie lubi prób. Jego koncerty to po prostu jeden wielki rozimprowizowany jam. W wywiadzie powiedział - "nie umiesz jamować to nie grasz ze mną". Na "Real Live!" znajdujemy potwierdzenie jego słów. W zasadzie cały koncert to jedna wielka gitarowa solówka Franka Marino czasem tylko przerywana na odśpiewanie tekstu. Od popisów z Gibsonem SG w roli głównej jest tu po prostu gęsto. Dla wielu słuchaczy łyknięcie takiej muzycznej piguły za jednym zamachem może okazać się trudnym zadaniem, ale zawsze można sobie gitarową sztukę Marino aplikować w mniejszych dawkach, bo z całą pewnością warto.

Robert Trusiak