W porównaniu z wersją studyjną, "Alchemy" z Teatru Śląskiego nabrało potężnej mocy. Rockowa opera Clive'a Nolana uzbrojona w wizję oraz muzykę wykonywaną na żywo to zupełnie inny poziom materiału, dużo mocniej angażujący, działający na zmysły i pobudzający emocje.
Przez studyjną wersję brnęło się raczej bez przekonania, bo niby wszystko było poprawne, ale jednak brakowało na niej przede wszystkim dynamizmu, który opera zyskała dopiero podczas wykonania live. Pierwsza sprawa, to doskonały dobór aktorów/wokalistów, a przede wszystkim ich zaangażowanie w swoje partie. Szczególnie należy wyróżnić Andy'ego Searsa, wypadającego w roli demonicznego Lorda Jagmana po prostu mistrzowsko, tak na poziomie aktorskim jak i wokalnym oraz Agnieszkę Świtę, rewelacyjnie kreującą Amelię. Przyczepiłbym się może jedynie do nieco statycznego Cliva Nolana, nie imponującego śpiewem ani gestem. Wszyscy bohaterowie, odziani w piękne kostiumy, samym wizerunkiem przykuwają uwagę, choćby tylko stali.
Druga sprawa, to moc z jaką instrumentaliści podrasowali materiał. Podczas wykonania, utwory stały się dzięki nim agresywniejsze, dynamiczniejsze, a wreszcie bardziej charakterne. Było wiele fragmentów, które w wersji studyjnej można było uznać za słabsze, bez potencjału i zrodzone z braku lepszego pomysłu. Podczas występu wszystkie cudownie zniknęły, bo zatuszował je zarówno ruch sceniczny, jak i instrumentaliści. Kolejnym wielkim plusem widowiska są wielogłosy, a szczególnie pojedynki wokalne ocierające się niemal o egzaltację - już początkowe "Deception" przynosi starcie Świty z Searsem dając nielichą zapowiedź tego, co dzieje się w późniejszych, jeszcze lepszych partiach. Wypada też obsypać gromkimi brawami stronę realizacyjną przedsięwzięcia, bo tak jak często wydawnictwom z Teatru Śląskiego można zarzucić pewną statyczność, albo wręcz odwrotnie, chaotyczność, tak przy "Alchemy" imponują praca kamer, dojrzałe ujęcia i zbliżenia, a wreszcie odpowiedzialny, profesjonalny montaż.
Do pewnych braków należałoby zaliczyć chyba jednak skromny budżet. Mamy wprawdzie bogate, z pietyzmem wykonane kostiumy, ale trochę brakuje scenografii, ponieważ składa się na nią zaledwie jedno... krzesło. Gdzieś tylko w tle wyświetlane są animację, niezbyt zresztą imponujące. Na drugim planie uwijają się instrumentaliści, a z playbacku lecą chóry - podczas montażu DVD chór nagrany gdzie indziej po prostu wklejono w materiał. Myślę, że spokojnie można było pokusić się o postawienie go za zespołem, tym bardziej, że odgrywa on raczej istotną rolę, a i dodałby zdecydowanie przedstawieniu waloru operowego i rozmachu. Nieco chybionym pomysłem wydaje się też ograniczanie gry aktorów poprzez statyczne mikrofony, każdy przypisany dla konkretnej postaci. Gdy w danym momencie któraś z nich nie bierze udziału w utworze, cofa się nieco w cień, a pozostali są ściśle przywiązani do swoich stanowisk. Mogliby przecież spacerować, nadawać scenie dynamizmu, muszą jednak ratować się gestami i emocją w głosie.
Niemniej "Alchemy" to kawał porządnej muzyki, interesująca fabuła i kilka fantastycznych głosów. O ile edycja studyjna z perspektywy czasu szybko wywietrzała z głowy i przestała przekonywać, tak wersja z wizją to już dynamizm, moc i charakter, uzbrojone dodatkowo w kilka świetnych, godnych zapamiętania kreacji. Niewątpliwie Nolan może się chwalić "Alchemy", gdyby zaś dodać do przedstawienia jeszcze odpowiednie scenografie oraz śpiewający na żywo chór, byłoby to zaprawdę epickie widowisko.
Grzegorz Bryk