Słyszeliście kiedyś o The Locust? Jeżeli nie, to powinniście, bo o pionierach niekonwencjonalnego grania się nie zapomina.
W świecie gridncore’a trudno o coś nadzwyczajnego, szczególnie w momencie, gdy przyjmuje się stanowisko zrezygnowanego - "w dzisiejszych czasach niemożliwe jest stworzenie czegoś, czego dotychczas nie stworzono". Czasy The Locust sięgają wczesnych lat '90, wydaje mi się, że wtedy również plotło się takie brednie. Na szczęście wyjątkiem od reguły okazał się wspomniany band i ich syntetyczne podejście do gitarowego grania. Grupa dalej szokuje i ciągle łamie konwenanse. Za wszystkim stoi Justin Pearson, charyzmatyczny frontman, niestroniący od eksploatowania swojego twórczego talentu również poza The Locust. Ten 37 letni Amerykanin, znany ze współpracy w interesujących projektach, tj. Holy Molar, Some Girls, Head Wound City, czy Retox, nadaje sens nieprzeciętnej sztuce i uświadamia niedowiarkom, że to, co niestworzone dopiero przed nami. Zatrzymajmy się przy moim faworycie wśród alternatyw Pearsona - Retox i wydanym w tym roku "YPLL".
Mniej rymowanek, więcej podniosłych, recytowanych wersów, to oblicze najnowszego wydawnictwa "YPLL". Cała wczesno-converge’owa ekspresja słyszalna na poprzednich albumach została odstawiona lekko na bok, by dać pole do popisu równie niepohamowanym, lecz bardziej rozbudowanym partiom. Niech was nie zmyli rozpoczynający album "Modern Balls", który został "wyszczekany" w dawnym stylu, z kolei "Don’t Fall In Love With Yourself" prezentuje rzadko spotykane, bardziej powściągliwe oblicze zespołu.
Bardzo przyjemna, hardcore/punkowa zabawa, o dość pozytywnym nastawieniu - tak się prezentuje Justin Pearson i spółka. Na pewno chaotyczny i nieobliczalny album, sprawia wrażenie, że gdzieś z podobnym tworem mieliśmy do czynienia, ale nie jesteśmy w stanie konkretnie wywnioskować, z czym to można zjeść. Retox to oryginalność, ot co. Numer "Soviet Reunion" powala na kolana, zarówno ze względu na zróżnicowaną strukturę muzyczną, chwytliwą partię gitarową z dobrze wyeksponowaną linią melodyczną, ale też stanowczo manifestowany tekst piosenki - takiego oblicza Justina Pearsona się nie spodziewałem. Zamykający "YPLL" utwór "Consider The Scap Arleady Picked" przypomina jedynie, że hadrcore w pełnym tego słowa znaczeniu, to rzecz naturalna w wykonaniu panów z Retox, należycie wpasowana w zakres ich upodobań.
Jak już wspomniałem, szalona ekspresja oscylująca w klimatach Converge, ale i klasyków punka, agresywnością przypominająca Black Flag z dozą legendarnego The Locust, to podstawowe składniki tworzące otoczkę tego muzycznego widowiska. Mamy tu pełno zgiełku, ale i momentów na wytchnienie. Retox w ciekawy sposób podchodzi do punkowego brzmienia, przeplatając w swojej twórczości wszystko to, co dotychczas napotkał na swojej drodze. Zarówno miłośnicy klasycznych rozwiązań, jak i ci rozmiłowani w noisowo - chaotycznych klimatach, będą mieli uszy pełne roboty, bo obok "YPLL" nie można przejść obojętnie.
Adam Piętak