Młodzianie z Departures dołączają do grona zacnych brytyjskich reprezentantów sceny hardcore. Wespół z More Than Life i Landscapes wchodzą w skład wspaniałego tercetu zespołów, które tworzą doskonałe, inteligentne i melodyjne dźwięki.
Brytyjski hardcore przeżywa swój najlepszy okres. Zarówno bardziej mainstreamowi przedstawiciele gatunku jak While She Sleeps czy będący na pograniczu undergroundu z głównym nurtem, lekko stoperujące Brutality Will Prevail cieszą się w pełni zasłużoną estymą. Trójka, o której wspominałem prezentuje zupełnie inną wizję hc, nazwijmy ją "płaczliwą". Nie tak jak koledzy z Basement (czemu się rozpadli?!) ale emocje, które wzbudzają te kapele są jak najbardziej prawdziwe.
Debiut Departures to bardzo solidna dawka smutnej, łatwo przystępnej, może nawet nieco przebojowej odsłony hc. Idealny soundtrack na deszczowe wieczory, bardziej posępny nastrój, ale przede wszystkim, jest to krążek wobec którego nie da się przejść obojętnie. Ten album to doskonałe świadectwo młodych ludzi mających jasno określoną wizję tego, co i w jaki sposób chcą grać. Kiedy panowie grają szybciej, wracając do punka, słuchacz dostaje kopa w ryj, ale prawdę mówiąc, siła Departures tkwi w utworach utrzymanych w średnim tempie. Mocarnych, ociekających ciężarem, ale mimo wszystko łatwo wpadających w ucho. To zaleta, za którą scena ceni zespoły ze wstępu tej recenzji. Co więcej, panowie są całkiem wprawnymi instrumentalistami i wiedzą zarówno jak zagrać gęściej (sekcja rytmiczna) jak i komponować fragmenty prostsze, ale na poziomie niemal światowym, którego nie powstydziliby się bardziej zasłużeni koledzy.
Ciepłe, naturalne, nieprzekompresowane i pozbawione cyfry na bębnach brzmienie idealnie uzupełnia warstwę muzyczną krążka, a choć z początku nie umiałem się do niego przyzwyczaić, frontman Departures jawi się jako najjaśniejszy punkt całego zespołu, który powinien porywać tłumy na koncertach. Singa-a-longów tutaj nie brakuje, także do dzieła!
Grzegorz "Chain" Pindor