Swego niedawnego czasu Arkadiusz Jakubik był jak stary odkurzacz. Niby pracował, można go było używać, ale kogo to obchodziło? Dzisiaj ten człowiek to Mercedes klasy S. Jest pożądany.
Świetne role u Wojciecha Smarzowskiego to jedno, a drugie to premierowy krążek jego rock and rollowego zespołu pod nazwą Dr Misio. Jakubik wespół z Pawłem Derentowiczem (gitara), Mario Matyskiem (bas), Radkiem Kupisem (klawisze) i Janem Prościńskim (perkusja) napisał materiał, który Polaków tych starych i młodych powinien rozerwać i nauczyć trochę o jasnościach i szarościach życia. Trudno inaczej myśleć o przesłaniu krążka pt. "Młodzi" niż o spowiedzi około czterdziestoletniego człowieka. Nieważne czy jest to Jakubik, czy autorzy tych pełnokrwistych liryków Marcin Świetlicki i Krzysztof Varga. Ważne, że Dr Misio stawia sprawę jasno i uczciwe. Żyjemy na paraboli przemijania, jedni się w niej pogrążają, inni się od niej bez sentymentów odrywają.
I tak pomiędzy różnymi historiami z morałem i antymorałem bawiłem się w rytm trzynastu premierowych numerów Dr Misio. Mówiąc o zabawie wcale nie mam zamiaru nikogo kokietować, bo przy takich prywatkowych przebojach jak "Młodzi", "Krew na Księżycu", "Życie" i "Pies" szczerze zacząłem zazdrościć ludziom, którzy przeżywali imprezy lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych ubiegłego stulecia. Instrumentaliści Dr Misio wcale nie błyszczą. Po prostu grają. Klasycznie i klimatycznie. Szarpiąc struny, uderzając po talerzach, brzdękając na klawiszach. Jak bardzo tego brakowało na polskiej scenie rockowej! Niemniej trudno byłoby powiedzieć iż siła tego zespołu tkwi w prostocie. Za charyzmą Jakubika, seryjnie czarującego wokalami, podążył pomysł, który z albumu "Młodzi" uczynił rzecz na naszym rynku unikatową. Swoistą terapię dla uciemiężonego ludu. Lekarstwo na dojrzewanie.
Przy pełnej premedytacji wskrzeszania ideałów rock and rolla made in Poland, na trackliście debiutanckiego krążka Dr Misio znalazła się również łyżka goryczy. Bardzo gorzko, tak w wersji instrumentalnej, jak lirycznej, brzmią takie utwory jak "Dziewczyny", "Mentolowe papierosy" i "Historia morderstwa". Wcale niebanalnie powinno zatem brzmieć sformułowanie iż siła albumu "Młodzi" to świetnie współgrające teksty z klasową oprawą instrumentalno-wokalną. Bez wirtuozerii i tego całego muzycznego blichtru. Przy bardzo dobrze wykorzystanym warsztacie Jakubika. Zresztą temu Panu, w autoironicznym "Mr Hui", ktoś kto decyduje za rozdawanie nagród powinien przyznać worek złota, bo takich utworów w Polsce po prostu nie zwykło się często (w ogóle?) tworzyć.
Przy końcu wypadałoby jeszcze wspomnieć o kilku mniej lub bardziej ważnych aspektach tego albumu. Nie sposób pominąć roli Olafa Deriglasoffa, który odpowiada za produkcję krążka. Trudno nie mówić też o równie oldschoolowej, co cały krążek, oprawie graficznej płyty. Wszystko to, i o czym nie potrafiłem napisać, układa się w materiał, który odważnie i bezprecedensowo roznosi wszelkie konwencje polskiej muzyki rock and rollowej. I każdy z nas znów ma dwadzieścia lat. Nawet jeśli ma problemy z erekcją.
Konrad Sebastian Morawski