Zabrzmieć garażowo i czysto jednocześnie - oto jest wyzwanie, któremu podołali debiutanci z Superhalo.
Ale zanim powiemy sobie o tym, co dobrego dostajemy na płycie "Czerwonej", chciałbym podzielić się jednym przemyśleniem, które naszło mnie po odpakowaniu wydawnictwa. Polska co prawda jest wyjątkowym krajem na mapie świata i w przeciągu ostatniego roku wzrosła u nas liczba sprzedawanych albumów (chodzi mi o nośniki fizyczne), ale generalnie ta liczba ciągle jest mocno niezadowalająca i taką pewnie pozostanie. Oczywiście wielką odpowiedzialność ponoszą sami kupujący oraz internet i wszelkie możliwości wynikające z jego użytkowania, ale część winy leży po stronie wytwórni i artystów. Ile widzieliście w zeszłym roku krążków intrygująco wydanych? Przykuwających uwagę już samym wyglądem, po które chce się sięgnąć nawet nie znając treści muzycznej? No właśnie, niewiele.
Piszę o tym, ponieważ Superhalo poszli na całość i swoją pierwszą płytę wydali przepięknie - ładne czerwone pudełeczko, w środku garść dodatków (naklejki) i świetnie podana książeczka. Takie coś rozumiem! Od razu chce mi się taką płytę rozpakować i sprawdzić, co też zespół ma nam do powiedzenia w kwestii dźwięków. A ma sporo.
"Czerwona" atakuje garażową złością, przypominają się pierwsze próby własnych zespołów. Z drugiej strony kwartet stawia na relatywnie klarowne brzmienie - to nie zarzut, a raczej pochwała, gdyż udało im się pogodzić cieknącą olejem samochodowym szczerość ze studyjną polerką. "Trzy dni w podróży" mają w sobie coś z klimatu dokonań The Dead Weather albo Audioslave z ich pierwszej płyty - to szczere granie a la kapela Jacka White'a, ale i energetyczne, niczym piosenki autorstwa Toma Morello. W "Lawaranie" dostajemy riffowanie w staro rockowym stylu, który ostatnią na naszą ziemię tak pięknie implementuje choćby Kim Nowak. To ma nie tylko dobrą melodię, ale i niegłupi tekst o damsko męskich-relacjach - polecam sprawdzić. Do moich faworytów należy także lekki "Mamoney", w którego refrenie słyszę echa Czerwonych Gitar, a także "Dukany" - najbardziej klimatyczny i wykombinowany numer, startujący od szybkiej jazdy (znów skojarzenia z Tomem Morello, tym razem w wersji z Rage Against The Machine i "Sleep Now In The Fire"), a w połowie utworu zwalniający, raczący nas cichymi jękami gitary - to lubię!
Czego nie lubię? Na "Czerwonej" nie ma zbyt wielu takich rzeczy, może chciałbym, żeby wokal Pawła Galusa był agresywniejszy, może niepotrzebny jest tu numer "Charleston", w którym - niby słusznie - zespół zauważa, że muzyka w radio nie jest najlepszych lotów, ale ani to klęcie niepotrzebne, ani powtarzanie w kółko jednego zdania nie porywa. Mimo to Superhalo udało się stworzyć płytę na naprawdę wysokim poziomie. To kolejny polski skład, który udowadnia, że nasza rodzima młodzież potrafi interesująco serwować rocka.
Jurek Gibadło