Czy polscy fani są w stanie postawić Markowi Knopflerowi godny pomnik książkowy? Przeczytajcie jego najnowszą biografię, a przekonacie się, że tak.
Kończący w tym roku 64 lata legendarny gitarzysta ciągle zaskakuje żywotnością, czego najlepszym dowodem jest jego największy (bo dwupłytowy) album solowy "Privateering", który niedawno się ukazał oraz trasa koncertowa promująca krążek, w ramach której Mark dotarł także do Polski. Tak więc napisanie jego biografii z góry skazane jest na publikowanie - za kilka/kilkanaście lat - kolejnych wydań, uzupełnionych o ostatnie etapy kariery Knopflera. Nie ulega jednak wątpliwości, że były lider Dire Straits na taką książkę sobie zasłużył.
Bardzo ostrożnie podchodziłem do czytania pozycji autorstwa Lesława Halińskiego, podobnie zresztą jak do każdej biografii artysty, którą napisało się głównie dzięki materiałom źródłowym, bez wizyt w miejscach bliskich muzykowi czy rozmowy z jego rodziną, znajomymi i współpracownikami. Jak to należy robić pokazali chociażby Phillip Normann w książce "John Lennon. Życie" oraz Charles R. Cross w "Pokoju pełnym luster", traktującym o Jimim Hendriksie. Haliński i ludzie współtworzący biografię "Mark Knopfler" postanowili podejść do tematu nieco inaczej, wiedzieli wszakże, że nie mogą sobie pozwolić na podróż śladami gitarzysty, a poza tym na rynku są już pozycje książkowe dotyczące zarówno Dire Straits, jak i lidera kapeli. Zabrali się do pracy nad książką jako fani każdego dźwięku wydobywającego się z gitary i gardła mistrza i na tychże dźwiękach się skupili.
Ma to oczywiście swoje wady - ja osobiście w każdej książce muzycznej szukam odpowiedzi na pytanie: "dlaczego dany człowiek zaczął grać?" a także szczegółowego nakreślenia środowiska (również muzycznego), z którego opisywana postać wyrosła. Tu te zagadnienia owszem, są poruszane, ale bardzo pobieżnie. Dostajemy mało informacji o dzieciństwie i młodości Marka, choć za plus należy potraktować konkretne potraktowanie jego dziennikarskiej pracy i dorzucanie cytatów z jego artykułów.
Haliński nadrabia jednak szczegółowym opisem płyt, procesu powstawania piosenek, okoliczności założenia, pierwszego sukcesu i rozpadu Dire Straits. Trochę prześlizguje się po życiu prywatnym, ale nadgania to opisem kariery Knopflera, szczególnie solowej, bardzo bogato przedstawionej - w tej materii nie mam żadnych uwag. Za plus trzeba też uznać wyważony ton autora, który rzecz jasna jest fanem gitarzysty, ale nie rzeźbi mu pomnika, a jeśli już, czyni to poprzez słowa innych.
Wartościowe są dodatki do książki, szczególnie dobre wrażenie pozostawia część napisana przez Jakuba Olesińskiego dotycząca gitar Brytyjczyka. Autor wymienia wszystkie modele, nie unika specyfikacji technicznych, ale podaje je po ludzku - nawet laik bezboleśnie przez nie przebrnie, a fachowcy poczują się ukontentowani. Świetną robotę wykonał także Paweł Brzykcy, który bardzo szczegółowo rozpracował dyskografię Knopflera - szczerze mówiąc dawno nie miałem do czynienia z tak profesjonalnym przedstawieniem wszystkich płyt artysty ze wszelkimi szczegółami (w tym z indeksem wydawniczym krążka).
Część dotycząca samochodów Marka (gitarzysta jest fanatykiem wyścigów, sam bierze w nich udział) to czysta ciekawostka, opis wizyt mistrza w Polsce zaś spodoba się tylko jego fanom, gdyż przedstawiony jest z wielką egzaltacją i bez cienia krytycyzmu. Z jednej strony rozumiem taki ton - wszak ów dodatek skierowany jest do czytelników zakochanych w twórczości Knopflera - ale z drugiej mnie, jako człowiekowi nieco zdystansowanemu, taka forma nie za bardzo się podoba.
Niemniej "Mark Knopfler" to pozycja, po którą śmiało mogą sięgać nie tylko fani artysty, ale wszyscy miłośnicy rocka. W książce znajdziemy historię człowieka, który stał się gwiazdą dzięki talentowi, a nie zabiegom marketingowym, co szczególnie w dzisiejszych czasach będzie miodem dla serc lubujących się w gitarowych brzmieniach.
Jurek Gibadło
Lesław Haliński - "Mark Knopfler"
Wydawnictwo In Rock
416 stron, okładka miękka