Clive Nolan po sześciu latach od nagranej pod szyldem Caamora neoprogresywnej opery "She" wraca z następnym przedstawieniem - po raz kolejny mającym swą premierę na polskiej ziemi, w katowickim Teatrze Śląskim.
Klawiszowiec, i jak się okazuje również przedni kompozytor, spędził ten okres niezwykle pracowicie, bo po drodze były jeszcze dwie płyty studyjne z Pendragon i jedna z supergrupą Arena. Niemniej staje się powszechnie znane umiłowanie przez Nolana koncepcyjnych i monumentalnych form muzycznych. Przy okazji "Alchemy" smucić może tylko fakt, że przedstawienia nie widziałem, bazuję więc wyłącznie na dwupłytowym albumie, z drugiej jednak strony przecież potencjalny słuchacz właśnie w takiej formie będzie z "Alchemy" obcował.
A na pewno jest czego posłuchać, gdyż dostajemy na dwóch płytkach prawie dwie godziny momentami całkiem interesującego materiału. Przy czym słowo klucz to właśnie "momentami", ciężko jest zresztą przy takim czasie trwania trzymać wysoki poziom na okrągło, bo nawet najlepszym zdarzają się braki pomysłów. Tak jest i przy okazji "Alchemy", przy czym tutaj niedostatki muzyczne można by zapewne tłumaczyć i zapełnić wizualnymi aspektami - tyle, że nie do opery się przecież wybieramy, a w domu słuchamy. Dla potencjalnego słuchacza najważniejsza będzie odpowiedź na pytanie, ile jest tu Nolana w Nolanie i czy nowe przedstawienie tegoż dorównuje "She".
Muzyka Pendragon jest tu sporo, bo prócz komponowania, wziął się za śpiewanie. Jeśli zaś idzie o sam materiał, to "Alchemy" w odróżnienia do swojej poprzedniczki pod szyldem Caamora jest znacznie mniej neoprogreswyną operą, a bardziej musicalem - są takie fragmenty, które do złudzenia przypominały mi kompozycję z Hugowskich "Nędzników", wystawianych na scenie czy też w ekranizacji Toma Hoopera - w obu przypadkach za muzykę odpowiedzialny był Claude-Michel Schönberg. Tyle, że wciąż mamy w pamięci, że Nolan to jednak człowiek rocka i gitary są w kompozycjach równie ważne, co aktorzy i musicalowe zapędy. Miłym ukłonem w stronę słuchacza (a nie oglądacza) są tu odaktorskie opowieści o tym, co w danym momencie się dzieje, fabuła jest więc nam dość dosłownie i obrazowo prezentowana przez aktorów. Dzięki temu nie gubimy się w Nolanowej historii, która, dzięki swym odniesieniom do konstrukcji i konceptów powieści wiktoriańskiej oraz gotyckiej, potrafi zainteresować tak atmosferą jak i samymi zdarzeniami.
Clive Nolan napisał więcej sporo dobrej muzyki, ale mimo wszystko wstrzymałbym się z kupnem wersji CD, bo za kilka miesięcy zapewne na rynku pojawi się wersja DVD z zapisem koncertu z Teatru Śląskiego - a takie wydawnictwo będzie na pewno o wiele ciekawsze od samej studyjnej fonii. Niemniej fanom monumentalnych form muzycznych w klimatach rockowych, neoprogreswynych i quasi-musicalowych "Alchemy" na pewno przypadnie do gustu. Jeśli zmęczyło was już katowanie "She" i płyt Ayreon to nowa opera Nolana na pewno da wam dłuższą chwilę wytchnienia.
Grzegorz Bryk