Pink Cream 69

Ceremonial

Gatunek: Rock i punk

Pozostałe recenzje wykonawcy Pink Cream 69
Recenzje
2013-03-22
Pink Cream 69 - Ceremonial Pink Cream 69 - Ceremonial
Nasza ocena:
5 /10

Grupa Pink Cream 69 to przedstawiciel niemieckiej szkoły heavy metalu przeplatanego z hard rockowymi riffami, ale w klimatach nieco lżejszych, łatwiej przyswajalnych.

Daleko zespołowi ciężarem do kultowych bandów jak Accept, Grave Digger czy Running Wild, ale z tego głównie względu, że Pink Cream 69 gra bardziej melodyjne, przyjemne dla ucha, pozytywnie kiczowate utwory, przypominające raczej beztroskie rockowe kawałki do filmów akcji z końca lat '80.

Surowego heavy metalu więc na płytach Pink Cream 69 nie ma. To granie kojarzące się z dokonaniami Axela Rudi Pella czy duńskim Pretty Maids, gdzie wespół z przyjemnymi riffami podgrywają, nadające utworom pastelowego charakteru, syntezatory, wokalista natomiast śpiewa melodyjnie, tak, że nawet niewprawione w hard rockowym graniu ucho poradzi sobie z akceptacją takiej stylistyki. I wszystko byłoby w porządku, gdyby na swoim jedenastym studyjnym albumie grupa nie zaczęła taplać się w tak gęstym od cukru kiczu. "Ceremonial" bowiem dobrego materiału prezentuje niewiele: może otwierające "Land of Confusion", które ma w sobie jakiś posmak wcześniejszych dokonań Pink Cream 69; "Wasted Years", ale tylko ze względu na refren przypominający ten z "Boys of Summer" Dona Henleya; "Big Machine" i "I Came to Rock" za niezłe riffy na wstępie (późniejsza część kompozycji już tak nie zachwyca) i to byłoby na tyle.


Cała reszta płyty to potworki w stylu współczesnego amerykańskiego rocka dla nastolatków, pobrzmiewają tu nawet klimaty takich kapel jak chociażby nowe Offspring (refren w "Right or Wrong") czy Nickelback. Utwory pokroju "The Tide", "King for One Day" czy "Superman" spokojnie mogłyby się znaleźć w czołówce popularnego wśród młodzieży serialu, a obowiązkowa na tego typu płytach płaczliwa ballada w postaci "Passage of Time" przeraża równie mocno konstrukcją jak i warstwą liryczną. "Special" to natomiast murowany kandydat do tytułu hymnu nowego filmowego "Spidermana". Na "Ceremonial" Pink Cream 69 zapomnieli jak gra się riffy, w refrenach króluje raczej granie akordowe na modłę telewizyjnego punk rocka, a utwory są zwyczajnie nudne - brakuje tu numeru na miarę "Children of the Dawn", zaskakującego zmianą nastrojów i konceptów.

Przez te wszystkie uproszczenia "Ceremonial" przypomina trochę ostatnią płytę Ricka Springfielda, tyle, że "Songs for The End of The World" (2012) miał w sobie więcej witalności, a obecny tam kicz, w przeważającej części był jednak w dobrym stylu. U Pink Cream 69 lukier pokrywający znaczne partie materiału przyprawia o mdłości i powoduje niestrawność - w MTV się pewnie sprawdzi, ale nie tam powinniśmy przecież szukać autentycznie dobrego, gitarowego grania.

Grzegorz Bryk