Gomor

Apocalyptic Rise

Gatunek: Rock i punk

Pozostałe recenzje wykonawcy Gomor
Recenzje
2012-12-21
Gomor - Apocalyptic Rise Gomor - Apocalyptic Rise
Nasza ocena:
7 /10

Lepiej późno niż wcale - to powiedzenie znakomicie pasuje do zespołu Gomor, który niemal ćwierć wieku od momentu założenia doczekał się pierwszej płyty "Apocalyptic Rise". Warto było czekać.

Gdy zobaczyłem nazwę Gomor na płycie, pomyślałem sobie: "kurczę, skądś to kojarzę!". Nie ma pomyłki - to zespół, który narobił zamieszania w polskim metalowym światku pod koniec lat 80., jednak nie zdołał nagrać płyty. Zawiodła wytwórnia, a jego członkowie zabrali się za grę w innych kapelach. W internecie znajdziecie historię tej formacji, więc nie będę jej przytaczał - ważne, że zespół, w odświeżonym składzie, wystartował na nowo. Na wokalu Compass (z Syndicate), na gitarach Popcorn (Acid Drinkers) i Frydrych (Psychodancing), na basie Dziara (Babajaga Ojo), na perkusji Ślepy (Candida) - przyznacie, że to zacny i doświadczony w bojach skład.

Co serwują? Muzykę, która pewnie nigdy się nie zestarzeje - heavy metal w dobrym Motorheadowym stylu. Słuchasz riffu "Crazy Train", słyszysz ten zniszczony życiem wokal i już wiesz, co się szykuje: bezkompromisowe gitarowe granie. Może nie jest to szczyt współczesnych mód, ale kto by się nimi przejmował? Ważne, że jest szybko, radośnie, bezpośrednio, zabawowo, dokładnie tak, jak ma być. O to w rock'n'rollu chodzi, no nie?


O prosty, wkręcający się do głowy riff, podbity dziarskim tempem, jak w "Crazy Train". O wykrzyczany, chóralny zaśpiew, co ma miejsce w "Rambler". O dudniący bas, który trzepie flakami - ideał w "Ride Now". O stonerowe, brudne zajawki, gitarowy piach, który dodatkową rzęzi między zębami wokalisty - "Underworld". Wreszcie o pierwszorzędne solówki - w tej materii rządzi "Mountjoy Square".

Jeśli coś mnie w "Apocalyptic Rise" mierzi, to - ten zarzut zazwyczaj tyczy się wszystkich zespołów grających podobnie do Motorhead: są dość powtarzalni, jednostajni. Nie tylko w obrębie gatunku, ale nawet jednej płyty. Jeślibyście puścili swojej babci tę płytę w całości, to typuję, że kobieta nie ogarnęłaby gdzie kończy się jeden numer, a gdzie zaczyna inny. Nie jest to bynajmniej przytyk w kierunku babci.
Ja na szczęście nie jestem ani dziadkiem, ani tym bardziej babcią, utwory po kilku przesłuchaniach bez problemu rozróżniam i cieszę się nimi równie mocno, co nowymi propozycjami Lemmy'ego i spółki. Panowie, szacunek dla Was, że Wam się chciało - zrobiliście naprawdę dobrą płytę!

Jurek Gibadło