Trzeci w dyskografii Moonrise album "Stopover - Life" jest powrotem do prymarnego przeznaczenia ambitnej strony muzyki - zaangażowanego słuchania.
Moonrise to w rzeczywistości projekt multiinstrumentalisty Kamila Konieczniaka, dodatkowo uzbrojonego w potężne nazwiska polskiej neoprogresywnej sceny. W zespole występują jeszcze: gitarzysta Marcin Kruczek (wcześniej związany z Nemezis), saksofonista Dariusz Rybka (obecnie współtworzący z Konieczniakiem również duet Sax-o-loco), perkusista Grzegorz Bauer (chociażby Metus, Nemezis, Gall), rozchwytywany wokalista Marcin Jajkiewicz oraz odpowiedzialny za warstwę liryczną Łukasz Gall (Millenium). Widocznie Kraków to wspaniałe miejsce do częstej rotacji muzyków migrujących od składu do składu, bądź angażujących się w przeróżne projekty - w większości zresztą udane.
Twór Konieczniaka to właśnie rzecz z gatunku tych świecących dość jasno w gąszczu jemu podobnych. Zarówno bowiem debiutancki "The Lights Of A Distant Bay" (2008) jak i późniejszy "Soul’s Inner Pendulum" (2009) zostały niezwykle ciepło przyjęte. Nie były to wprawdzie płyty pretendujące do miana nowego progresywnego mesjasza, ale kawał rzetelnej muzyki neoprogresywnej na światowym poziomie. Nowy Moonrise w postaci "Stopover - Life" to album nieco inny od swoich poprzedników, Konieczniak postawił bowiem mocniej na atmosferę niż charyzmę poszczególnych kawałków. Ostatni krążek kapeli jest niespotykanie spokojny, stonowany, atmosferyczny - bez dłuższych wypraw w kierunku fragmentów histerycznych czy riffowo-perkusyjnej burzy.
Można narzekać, że przez to nowy Moonrise stał się nudny, zbyt jednobarwny i po prostu monotonny, ale daleki byłbym od takiego upraszczania, bo i "Stopover - Life" to bodaj najdojrzalszy twór Konieczniaka. Raz, że wreszcie udało się zespołowi stworzyć płytę w pełni spójną klimatycznie; dwa, muzycy zarzucili próby popisówek instrumentalnych (matematycznych, bezpłciowych) na rzecz budowania dobrych, atmosferycznych melodii; trzy, Moonrise stworzyli album niezwykle niepopularny, bo przeznaczony do słuchania w sposób zaangażowany - to już nie płyta, która wzbudza zachwyt słuchacza poprzez instrumentalne wygibasy czy gitary z mocnym przesterem, ona ma w sobie pierwiastek kreatorski, bo i najlepiej smakuje na słuchawkach, w ciemnym pokoju i wtedy też najdobitniej się słuchającemu ilustruje.
Konieczniak na "Stopover - Life" buduje muzyczny świat na kilka sposobów. Przede wszystkim jego klawisze brzmią już bardziej w stylu Clive'a Nolana czy Martina Orforda, zmiany pomiędzy akordami są powolne, wydłużone, przenikające się, ale i tworzą przez to niezwykle gęstą fakturę utworu. Ważnym punktem płyty jest też saksofon, który w połączeniu z klawiszami Konieczniaka przywodzi na myśl twórczość Jana Garbarka. Dariuszowi Rybce dłużny nie pozostaje Marcin Kruczek, tworzący wyśmienite, trochę patetyczne sola gitarowe. W całym tym gąszczu dźwięków świetnie odnajduje się Marcin Jajkiewicz śpiewający głosem delikatnym i przyjemnym - jakkolwiek na "Stopover - Life" pasuje, to liczę, że w przyszłości Konieczniak poszuka kogoś z bardziej charyzmatyczną barwą. Dzięki tej mieszance osobowości wychodzi płyta niezbyt efektowna, ale nieprzeciętnie nastrojowa - z drugim dnem. W tym momencie najbliżej Moonrise chyba do dokonań IQ, ale bardziej melancholijnych i stonowanych - mniej zbuntowanych, bardziej nostalgicznych, ale na sposób ciepły i przyjazny.
Wieszczę, że album ten zostanie przez krytyków nazwany nudnym oraz monotonnym i nie będzie to do końca kłamstwo. Trzeba mieć jednak na uwadze, że charakter krążka właśnie takiej stylistyki od twórców wymagał i on taki właśnie musi być, bo i nie jest to produkt ukierunkowany na tanie, wpadające w ucho efekciarstwo. To muzyka niezwykle wartościowa i piękna, bo i sporo wymagająca od słuchacza - przede wszystkim czasu, bo "Stopover - Life" potrzebuje ciszy i skupienia. Wymaga zaangażowanego słuchania, czyli cechy, która u większej populacji ludzkości jest już na wymarciu - takie czasy. To wspaniale, że Konieczniak postanowił stworzyć tak wyciszony i nastrojowy album - udowodnił nim bowiem swoją wartość jako dojrzałego artysty.
Grzegorz Bryk