Beardifsh

The Void

Gatunek: Rock i punk

Pozostałe recenzje wykonawcy Beardifsh
Recenzje
2012-09-11
Beardifsh - The Void Beardifsh - The Void
Nasza ocena:
9 /10

Beardfish jakiego nie znacie. W tym zdaniu można by podsumować "The Void", a więc siódmy studyjny album tego szwedzkiego zespołu.

Otóż kwartet z Gävle na swoim premierowym dziele obficie zainwestował w patenty właściwe agresywnemu prog metalowi, co w konfrontacji z utrwalonym wizerunkiem zespołu wzbudziło we mnie duże zaskoczenie. Nie jest to jednak inwestycja rozłożona na cały album, ponieważ strukturę "The Void" cechuje nieregularna dychotomia. Pomijając krótkie wprowadzenie ustami Andy'ego Tillisona mniej więcej dwadzieścia minut tego krążka uwidoczniło mroczną naturę Beardfish. Szwedzi narzucili tu szybkie heavy metalowe tempo - studzone oszczędnymi wyhamowaniami na poziomie klawiszy - gdzie poszczególni muzycy osiągnęli poziom niebywałej dotąd agresji.

Wokale Rikarda Sjöbloma nabrały nowego dzikiego wymiaru, a tenże utalentowany muzyk przy współpracy z Davidem Zackrissonem dołożył też sporo celnych riffów na gitarach. W ten klimat gładko wpisały się ciężkie jak nigdy partie perkusji Magnusa Östgrena. Taki stan rzeczy sprawił, że umowna pierwsza część "The Void" uczyniła z Beardfish prog metalowych czarodziejów. Nie pasuje tu słowa "wymiataczy", "rzeźników" czy "killerów", bo nawet w mrocznym obliczu formacji tliła się wyraźna iskra stylu, z którego Beardfish został ulepiony. Iskra, która jeszcze na tym albumie doprowadziła do prawdziwego pożaru.

Druga umowna część "The Void" to powrót do niezwykle urozmaiconego prog rocka i rozbudowanych wielowątkowych struktur. Niczym z czarodziejskiego kapelusza kapela wyciągnęła ciepły, kolorowy klimat, aczkolwiek wykształciło się tu również sporo melancholii, a także właściwej grupie ironii niezdarnie schowanej pod fikuśnymi konstrukcjami. Im dłużej trwa "The Void" tym więcej można odnaleźć motywów z szerokiego spektrum inspiracji Beardifsh. Rozbrzmiewają tu wyraźne ukłony w kierunku bluesa, jazzu i klasycznego rocka, a nawet i psychodelii. Materiał w wielu fragmentach skutecznie przywołuje ducha czasów minionych w muzyce, ale Szwedzi też nigdy nie odżegnywali się od muzycznych inspiracji sięgających kilka dekad wstecz. Za idealną ilustrację tej międzygatunkowej mozaiki uchodzi przeszło piętnastominutowy "Note", w którym również doskonale swoje role zaznaczyli poszczególni muzycy w sensie dobrze zaakcentowanych indywidualnych umiejętności.

Premierowy krążek Beardfish brzmi doskonale jako całość, ale też co rusz zachwyca popisami na poziomie solówek gitarowych i klawiszowych, a także sporadycznymi wypuszczeniami basisty Roberta Hansena. Całość sprawdza się doskonale, a dychotomiczna struktura "The Void" zapewnia odkrywanie kolejnych smaczków krążka w trakcie kolejnych odsłuchów. W ten oto sposób, nieco w rok po premierze bardzo udanego "Mammoth" Beardfish raz jeszcze nagrał wyborny i rozbudowany materiał. Nie jest to odcinanie kuponów, ani powielanie wypracowanych schematów, ale kolejny krok w ewolucji zespołu. Oblicze gorzkie, nieco cięższe, ale też niepozbawione nadziei. Zatem wszem i wobec pragnę zakomunikować, że w starciu prog rocka z prog metalem wygrywa… Beardfish.

Konrad Sebastian Morawski