W większości utworów na najnowszym dziele The Offspring słychać charakterystyczne od lat brzmienie i nawet niespecjalnie daje się we znaki wiek muzyków.
Wesoły kalifornijski punk wymaga bowiem młodzieńczej energii, więc prawie trzydziestoletni staż na scenie mógłby być tu małą przeszkodą. Po odpaleniu płyty czuć jednak, że z tym panowie z The Offspring nie mają większego problemu, choć tytułowy "Days Go By" w połowie zaczyna nieco nudzić. Słuchając tego kawałka przed oczami jawi się widok raczej zachodzącego nad Pacyfikiem słońca niż wiecznych wakacji na plaży skąpanej w jego promieniach. Dni mijają, lata również, więc nie sposób nie odczuć tego jakoś w muzyce. Nieco młodzieńczego kopa ma jeszcze w sobie "Hurting as One" i da się tu usłyszeć coś z albumów pokroju "Smash". Tak czy inaczej, The Offspring w tej kwestii jakoś sobie jeszcze radzi, a ostatni utwór jest tego przypieczętowaniem. Tak jest, jak już wspomniałem, ze znaczną częścią kawałków na "Days Go By".
Kompozycja tytułowa, podobnie jak wspomniany "Hurting as One" czy "Slim Pickens Does the Right Thing and Rides the Bomb to Hell", nie pozostawiają wątpliwości, że mamy wciąż do czynienia z kapelą, bądź co bądź, punkową. Choć początek czwartego utworu wywołuje już poważne wątpliwości, zaś kawałek szósty każe zastanowić się, czy to co słyszymy jest jeszcze w jakimś stopniu pukiem. Mnie osobiście zacytowane w pierwszych sekundach Hey! Ho! Let's Go! do tego nie przekonuje. Tym bardziej nie przekonuje mnie dalsza część nierezygnującego z elektronicznych ozdobników "Cruising California". Oczywiście, rozumiem że The Offspring to jedna z kapel, której dobrą płytę przelicza się na ilość znajdujących się na niej hitów, lecz uważam że szkoda w tej kwestii rezygnować z wypracowanego stylu, jeżeli w ogóle o takowym możemy mówić.
Aranżacje popowe od dawna obecne były w muzyce Amerykanów, lecz "Cruising California" to jak dla mnie lekka przesada. Podobnie rzecz się ma z "O.C. Guns". Tu fani, którzy chcieliby choć przez chwilę posłuchać punka, poważnie się rozczarują. Słychać jakieś trąbki, skratche i nieprzesterowane gitarowe akordy. Poza tym kawałek swą dynamiką pozostawia również wiele do życzenia. Za to "Dividing by Zero" to już prawdziwy wulkan energii. Szybkie tempo przez cały czas nadaje mu tego, czego mogę osobiście oczekiwać od takich formacji jakThe Offspring. Nie wymagam od tego rodzaju muzyki wirtuozerii, a nawet średnio rozbudowanych kawałków. Jak jest kop i trochę energii niepozwalającej na nudę, to według mnie jest dobrze.
"Cruising California" czy "O.C. Guns" ustawiają kapelę po stronie tysięcy popowych wykonawców. Właśnie to, obok braku wyrazistości całego krążka, jest jego największym minusem. Mam wrażenie, że są to hity stworzone z przymusu. Cały album stanowi niezbyt wyraziste tło do kilku utworów, które ze względu na popową stylistykę pełnią rolę hitu. Z marketingowego punktu widzenia jest to zapewne zabieg dobry, jednak z muzycznego już niekoniecznie.
Łukasz Haciuk