Nie lubimy prania mózgu w żadnej postaci - nieważne, czy robią to producenci pewnego bardzo puszystego serka, twierdząc, że to sama natura, albo gdy listy przebojów twierdzą, że piosenka "Call Me Maybe" Carly Jepsen jest cokolwiek warta.
Rafał Żak pierze nam łeb jedynie nazwą, bo muzykę zapodaje całkiem godną.
Ten młody koleś (kurde, wreszcie recenzuję płytę kogoś młodszego ode mnie!), to student warszawskiej SGH, co jest o tyle ciekawe, że krążą ploty, iż na owej uczelni nie ma się czasu na nic (ja tam nie wiem, mnie tylko sprano mózg, więc powtarzam). Żak ten czas znalazł - na tyle dużo, że właśnie wydaje drugi album "Me 2.0", na którym jest autorem całego materiału, człowiekiem, który nagrał wszystkie ścieżki, wyprodukował płytę, zmiksował i zmasterował. Totalne Do It Yourself. Wielkie joł dla Ciebie, młodszy bracie ekonomicznej niedoli!
Jego kompozycje to naprawdę dojrzały, atmosferyczny, przestrzenny rock progresywny, ale taki, który lubię. Rafał daruje sobie godzinne solówki, a długość utworów budowana jest w oparciu o rozwijanie poszczególnych motywów. W ten sposób powstają tak piękne, przejmujące piosenki, jak "Unbirthday". Głębokie brzmienie basu i klawiszowo-elektronicznych podkładów wzbogacone jest sennym, spokojnym głosem mózgu Ordinary Brainwash. Tak wiedzie nas przez zwrotkę, by przełamać wszystko mocniejszym, gitarowym brzmieniem w refrenie, którego melodia czerpie z najlepszych tradycji polskiego prog rocka. Yep, to mój ulubiony utwór na "Me 2.0". Podoba mi się "Don’t Look Back", który dzięki smyczkowym orkiestracjom i specyficznym pasażom pianina, wędruje w rejony Porcupine Tree z okolic "Lightbulb Sun" (czyli mojego ulubionego okresu grupy Stevena Wilsona). Jestem na tak dla niesamowicie klimatycznego "Something New", gdzie Rafał sięga po pewne rozwiązania kompozycyjne rodem z Riverside (charakterystyczne wielogłosy, brzmienie klawiszy).
Czemu więc "jedynie 7"? Za jednostajność dynamiczną i nastrojową - ja to przynajmniej tak odbieram. Żak operuje cały czas podobnymi emocjami, co mnie osobiście w progresywnym rocku nieco nuży. Próba zmiany atmosfery w pozornie radosnym "Stay Foolish" nie wychodzi tej płycie na dobre, bo numer jest nieco zbyt cukierkowy, zalatujący jakimś H.I.M.-em, czy innym przebrzmiałym tworem z przełomu wieków.
Nie zmienia to faktu, że "Me 2.0" to krążek ciekawy, pomysłowy, zaskakujący tym absolutnym indywidualizmem Rafała, który po prostu musi budzić podziw. Jestem ciekaw, do czego doprowadzi go taka praca - do szczytu artyzmu, czy to zatracenia się? Szczerze życzę powodzenia!
Jurek Gibadło