Pomimo tego, że Hardline powstał w 1991 roku nie może pochwalić się szczególnie bogatą dyskografią. Łącznie z najnowszym materiałem liczy ona tylko pięć albumów, w tym jeden koncertowy.
Miłośnicy melodyjnego hard rocka ze szczególnym sentymentem wspominają debiut zespołu, czyli płytę "Double Eclipse" z 1992 roku. Upłynęło dokładnie dwadzieścia lat, a album ten ciągle wymieniany jest jako jedno z najlepszych wydawnictw w historii tego gatunku muzycznego. Mam wrażenie, że każda nowa płyta Hardline budzi wśród jej sympatyków nadzieję i oczekiwanie, że będzie to coś, co dorówna a może i prześcignie poziomem debiut. W ciągu tych ponad dwóch dekad działalności skład kapeli zmieniał się wielokrotnie i dzisiaj z oryginalnego zestawu pozostał już tylko wokalista Johnny Gioeli.
Tytuł albumu jest mocno mylący bo nic na nim niebezpiecznego nie znajdziemy. "Danger Zone" otwiera bardzo udany "Forever Dreams" i od razu słychać, że zespół jest w dobrej formie. Podziwiać możemy to wszystko, za co słuchacze polubili Hardline, czyli miłą dla ucha melodię, nośny refren, sympatyczne gitarowe riffy no i świetny wokal Gioeliego. Kolejny na liście czyli "Ten Thousand Reasons" można obsypać podobnymi komplementami. Dodatkowo wypada podkreślić całkiem udany tekst. Tytułowy utwór trzyma poziom tych poprzednich, chociaż jest może ciut przydługi. Nie ma sensu opisywać po kolei pozostałych kawałków bowiem jest równie ciekawie. Całkiem udane kompozycje trzymają dobry poziom i co ważne są urozmaicone, bo obok typowych dla zespołu szybkich numerów mamy spokojniejsze ("Stronger Than Me").
Całość jest świetnie zagrana i, co mnie osobiście bardzo cieszy, słychać sporo partii instrumentów klawiszowych w tym i organów Hammonda. Nie mogę pozostawić bez komentarza kilku końcowych utworów ponieważ jest tam dużo ciekawego materiału. Zaczyna się od utrzymanego w nieco innym charakterze "I Don’t Wanna Breakaway". Nie jest to taki typowy dla Hardline kawałek o gładziutkiej linii melodycznej. Całość rozbujana jest intrygującym rytmicznym pulsowaniem. W "Look At You Now" Gioeli śpiewa naturalnym głosem, zdecydowanie łagodniej i bez wysiłku, co brzmi naprawdę interesująco. A i sam utwór bardzo ciekawy i z pewnością wyróżniający się na plus. Podobnie jest też i w "Please Have Faith In Me". Z kolei "Show Me Your Love" jest chyba najbardziej gitarowym utworem z całej płyty. Otwiera go miły dla ucha riff a i potem ten instrument niepodzielnie rządzi. Świetne tempo, które utrzymane jest również w zamykającym krążek "The Only One".
Wiem, że mam lekką szajbę na tle perkusji i nic na to nie poradzę. Na płycie "Danger Zone" brzmi ona niestety wkurzająco nieciekawie. W zasadzie słychać tylko stopę, blachy i rozmemłany werbel. Zresztą bębniarz, Francesco Jovino, nie wznosi się na wyżyny sztuki perkusyjnej prezentując dość oszczędne i zachowawcze granie - ot takie pykanie z nieskomplikowanymi przejściami. Przy czym zdaję sobie dokładnie sprawę, że w stylu muzycznym w jakim obraca się zespół nie należy przesadnie eksponować perkusji, bo najzwyczajniej w świecie niezbyt to pasuje. Wygląda na to, że w powstaniu "Danger Zone" największy udział miał klawiszowiec czyli Alessandro Del Vecchio, bo obok partii instrumentalnych jest on też autorem kilku kompozycji. Jego dziełem są również produkcja, mix i mastering materiału.
Rewolucji nie ma, można wręcz napisać, że dla Hardline czas się zatrzymał. Płyta utrzymana jak najbardziej w ich starym dobrym stylu pięknie nawiązująca do czasów świetności formacji. Dla miłośników melodyjnego hard rocka z pewnością będzie to miło spędzone 57 minut. Dobrze się jej słucha i to bez cienia znudzenia a podśpiewywanie zaraźliwych refrenów razem z Johnnym Gioeli zdarzało mi się wyjątkowo często.
Robert Trusiak