"Nie róbmy z tego wielką sztukę, to jest - kurde - pop, nie?" Ten cytat musi otwierać tę recenzję. Autorem tych słów jest Czesław Mozil, który pod szyldem Czesław Śpiewa wdarł się na polski rynek muzyczny płytą Debiut. Spora część słuchaczy została oczarowana specyficznym akcentem Czesława (przyjechał do nas z Danii), swojskim instrumentarium (akordeon, klarnet) i niebanalnymi tekstami. Rzeczywiście, Debiut był czymś świeżym na polskiej scenie muzycznej, choć z perspektywy światowej nie był aż taki nowatorski. Wystarczy tu wspomnieć chociażby grupę Beirut, która proponowała podobną stylistykę.
Po dwóch latach Czesław Śpiewa wydał kolejny krążek, który zatytułował Pop. Dziękujemy Ci, Wszechmogący (z jakiejkolwiek opcji byś nie był), za taki pop. Gdyby to ode mnie zależało, to tak właśnie powinny wyglądać radiowe playlisty. Piosenki ładne, świetnie zagrane i nagrane, zaaranżowane tak, by było czego słuchać, a nie tak, by nie przeszkadzać reklamodawcom. Do tego teksty, które są proste, ale nie prostackie, zabawne, ale nie pochodzące z remizy strażackiej. Co ciekawe, identyczne wrażenie odniosłem, słuchając ostatnich dokonań Dave Matthews Band, choć to zupełnie inna stylistyka…
Wróćmy do Czesława. "Pop" to płyta króciutka. Samo to powoduje, że ciągle ma się niedosyt, a to przecież najwspanialszy stan ducha. Co czujecie po każdym przesłuchaniu "Reign in blood" Slayera? No właśnie - druga płyta Czesława to 11 utworów i tylko ciut ponad 30 minut. Samo to sprawia, że jej ocena musi być wysoka. Ale to oczywiście nie wszystko. W porównaniu do "Debiutu" nowy materiał jest lepiej zaaranżowany. Nie ma już na siłę wrzuconej przesterowanej gitary i próby nawiązywania do rocka. Co nie zmienia faktu, że "Pop" ma dla mnie zdecydowanie rockową siłę! Na pewno ważni są na tej płycie goście. Duet z Gabą Kulką w "Caravan" (pachnie filmami Tarantino) czy też kapitalny występ Kasi Nosowskiej w "Caesia & Ruben" to bardzo mocne punkty tej płyty. Ten ostatni utwór przesiąknięty jest śląskim klimatem - instrumenty dęte nadają dyskretny rytm i nie niszczy tego nawet anglojęzyczna wokaliza Czesława. Jeśli o gości chodzi, to jest tu jeszcze jeden wokalista. Hmmm, kto najlepiej pasuje do romantycznej sztuki Czesława? To oczywiste - dzwońcie po Nergala! Przyznaję, że pierwszy odsłuch Dziewczyny z branży zerwał mi paputy z nóg. Delikatnie snuta opowieść o sponiewieranej pannie przeradza się w patetyczny finał, w którym Nergal wykrzykuje wersy o miłości wrzeszczącej do ucha. Ciary na plecach gwarantowane! A są tu przecież jeszcze takie perełki jak "O tych w Krakowie" - utwór, którego nie mogę słuchać w aucie, bo zawsze łamię przepisy albo "Pożegnanie małego wojownika" - dwujęzyczne, marszowe zamknięcie albumu.
"Pop" nie jest płytą metalową, hardrockową ani nawet postrockową. Mimo tego, polecam ją każdemu miłośnikowi czadu, bo Czesław zdecydowanie ma jaja!
Michał Osuch