Pantera

Vulgar Display of Power

Gatunek: Metal

Pozostałe recenzje wykonawcy Pantera
Recenzje
2012-05-21
Pantera - Vulgar Display of Power Pantera - Vulgar Display of Power
Nasza ocena:
9 /10

Już sama, absolutnie kultowa okładka "Vulgar Display of Power", mogłaby stanowić wystarczający powód do wznowienia tego krążka. A że przy okazji trafił się okrągły jubileusz? Tym lepiej.

Ręka w górę, kto nigdy nie miał ochoty wcielić w życie przedstawionej na froncie płyty scenki rodzajowej względem... (tu wyobraźnia podsuwa facjatę jakiegoś uprzykrzającego nam życie osobnika). Zwłaszcza po wcześniejszym seansie z "Vulgar Display of Power". Zresztą, wystarczyłby nawet sam "Fucking Hostile".

Już w chwilę po premierze, 20 lat temu, album ten wywołał potężne zamieszanie. Nie tylko za Oceanem i na Starym Kontynencie, ale także w Polsce, która wówczas była ’w Europie’ dopiero od niedawna, co wciąż pozwalało mieszkańcom naszego smutnego kraju cieszyć się niesamowitym bogactwem tanich jak woda pirackich kaset. Nic więc dziwnego, że Pantery słuchali (prawie) wszyscy, tym bardziej, że Amerykanie, porzucając swój wcześniejszy pudlowaty wizerunek (tak naprawdę dokonali tego na "Cowboys from Hell", ale to była dopiero wprawka), idealnie wstrzelili się w lukę pomiędzy święcącym triumfy grunge a zapędzonym do narożnika thrashem, dorzucając do tego hardcore'owe elementy i kładąc w ten sposób podwaliny pod coś, co później przyjęło się nazywać groove metalem. Tym sposobem, panowie trafili do bardzo szerokiego kręgu odbiorców, a nieznajomość muzyki Pantery w czasach jej świetności skazywała na towarzyski ostracyzm.

W felietonie umieszczonym w booklecie jubileuszowego wydania "Vulgar Display of Power" można przeczytać, że ów krążek stanowił swoistą odpowiedź na Czarny Album Metalliki. ’Black Album’ został przez muzyków Pantery jednoznacznie odebrany jako dowód na ’sprzedanie się’ ich dotychczasowych idoli. Amerykanie dostrzegli zarazem okazję do zadziałania w kontrze, przemówienia do rzeszy słuchaczy, przy jednoczesnym zradykalizowaniu dźwiękowego przekazu. Jak wiadomo, plan się powiódł. Zespół sprzedał przeszło 2 miliony egzemplarzy płyty, awansował do grona prawdziwych gwiazd metalu, a "Vulgar Display of Power" uchodzi dziś za jeden z najważniejszych albumów tego gatunku.

O wznowionym krążku Pantery napisano już właściwie wszystko, dlatego skoncentruję się tu na bonusach dorzuconych do reedycji, wyposażonej w nieco bardziej rozbudowany booklet, wzbogacony - w porównaniu z pierwszym tłoczeniem CD - o dwa zdjęcia, wspomniany artykuł oraz tekst do kawałka "Piss". Nigdy wcześniej niepublikowany, "cudownie odnaleziony" "Piss" powstał w trakcie sesji do "Vulgar Display of Power". Ten, słusznie zresztą, zapomniany utwór leżał gdzieś odłogiem, do momentu, gdy (oczywiście przypadkowo) odnalazł go na jakiejś starej taśmie Vinnie Paul, akurat wtedy, gdy pojawiła się potrzeba dorzucenia czegoś do nowego wydania. Co za magiczny zbieg okoliczności! Szczerze mówiąc, utrzymany w monotonnym średnim tempie, ociężały "Piss" niczym szczególnym się nie wyróżnia i właściwie łatwo zrozumieć, dlaczego nie trafił do pierwotnego programu płyty.

Jubileuszowa edycja to także dodatkowy krążek DVD, na którym znalazły się teledyski do "Mouth for War", "This Love" i "Walk" oraz krótki, ledwie pięcioutworowy koncertowy set zarejestrowany w 1992 roku we Włoszech, na festiwalu Monsters of Rock. Tego typu imprezy rzadko odzwierciedlają rzeczywisty potencjał występujących tam kapel, zwłaszcza gdy grają w dzień i nie wspomagają show światłami czy innymi ’rekwizytami’. Rzeczywiście, sceniczny wulkan energii, jakim Pantera niewątpliwie była na żywo, gubi się nieco na gigantycznej festiwalowej scenie. I choć formacja stara się jak może, jej występ nie ma odpowiedniej mocy ani agresji. Bonusy to jednak tylko bonusy, najistotniejsza jest tu regularna zawartość "Vulgar Display of Power", która bez dwóch zdań do dziś broni się znakomicie.

Szymon Kubicki