"Devoid Of Illusions" to debiut (EchO), włoskiego zespołu złożonego z sześciu muzyków zapatrzonych w klimaty doom metalowe. Pewną miarę, co do ich możliwości mogły dać materiały demo z 2008 i 2010 roku, ale prawdziwe oblicze kapeli odzwierciedla debiutancki krążek.
Materiał wydany nakładem rosyjskiego BadMoodMan Music został napisany w progresywnej konwencji. Pomijając krótkie intro na premierowym albumie (EchO) znalazło się osiem rozbudowanych kompozycji, sięgających na skali rozpiętości czasowej od mniej więcej siedmiu do dziesięciu minut. W sumie przeszło godzina muzyki utrzymanej gdzieś pomiędzy doom i post metalem z właściwą prog metalowi przestrzenią i obszernymi fragmentami melodii, przy tym całym kategoryzowaniu dość napisać, że i muzyki dziwnej, jakby onirycznej.
Brzmi niejasno? Właściwą ilustrację "Devoid of Illusions" można uzyskać już na poziomie nieregularnych wokali Antonio Cantarina, począwszy od growlingu, poprzez czysty śpiew i jego wariacje, ku niemalże flegmatycznym partiom i podszeptywaniem (...pachnie Akerfeldtem na kilometr!). W taki też sposób "Devoid of Illusions" prezentuje się w warstwie instrumentalnej. Od powolnych, wręcz topornych fragmentów doom/death metalu ku absolutnej, niczym nieorganicznej przestrzeni przyprawionej melancholijnym, a nawet i wisielczym klimatem. Są tutaj fragmenty tak post metalowych zgliszcz, jak i heavy metalowej zaciekłości. Raz to rysuje się jakaś wyklęta msza, a innym razem partie intensywne w swej melodyjności. W każdym przypadku dominuje mroczny i ze wszech miar smutny nastrój.
Przypomnę, że wyliczam fragmenty, bo trudno sprowadzać konkretne utwory na tym krążku do jednego mianownika. Wszak są one na tyle zróżnicowane, że wymykają się wszelkim schematom. Taki oto "Summoning The Crimson Soul" zaczyna się klasycznie, od gitarowego wprowadzenia, które zostaje szybko ubrane w partie klawiszowe i perkusyjne, a następnie zdominowane intensywnym growlingiem. Jednak klasyczną konwencję wyłamuje niespodziewana zmiana kursu w kierunku progresywnych klawiszowych stepów. Z kolei w "Unforgiven March" po szybkiej serii death metalowych riffów wykształca się senny nastrój, w finale ożywczo wykończony wspaniałą partią pianina Simone Mutolo.
Regularności muzyce (EchO) wcale nie dodają "Internal Morphosis" i "Omnivoid", a więc gitarowe utwory, niby poprowadzone w progowej konwencji, ale brutalnie łamane dosadnymi partiami death i doom metalu. Natomiast "Disclaiming My Faults" zaczyna się niczym żywcem wyjęty z formy o nazwie Anathema, ale również i w tym przypadku kompozycja w miarę trwania ulega kolejnym przekształceniom. Jest tak również i w finale, bowiem "Sounds From Out of Space", nagrany z gościnnym udziałem Grega Chandlera z Esoteric, prowokuje odgłosami potępieńców, ale też zdradza wiele z subtelnej natury (EchO). Całość niekiedy przytłacza i sprawia wrażenie muzycznej karuzeli, ale nie sposób odmówić włoskim muzykom pomysłu na album.
Konrad Sebastian Morawski