Czy tego chcemy, czy nie, Watain jest dziś jednym z tych zespołów, które mają największy wpływ na kreowanie współczesnej sceny blackmetalowej.
Nie podoba się to nie tylko twardym jak skała, i zimnym jak woda w fiordzie, norweskim blackmetalowcom (którzy powinni już przyswoić sobie smutną prawdę, że najciekawsze zdarzenia w tym gatunku od pewnego czasu dzieją się poza ich ojczyzną), ale również tym wszystkim, którzy za złe mają formacji jej obecny wizerunek oraz obrany kierunek muzyczny. W powszechnym, wciąż obowiązującym wśród wielu true-fanów podejściu, prawdziwe kapele, oddane czarnym dźwiękom, nie powinny opuszczać piwnicy, sprzedawać więcej niż 66 egzemplarzy nośników (najlepiej kaset) swej, wydanej własnym sumptem rzecz jasna sztuki, oraz grać koncertów, a nawet jeśli już muszą grać - to tylko dla możliwie wąskiego kręgu najbardziej wtajemniczonych.
Tymczasem, ekipa dowodzona przez Erika Danielssona swój wizerunek oparła na wielu, mniej lub bardziej pozornych, sprzecznościach. Niektórzy będą więc widzieć w Watain zespół skrajnie ideologiczny, w którego przekazie znaczenie ma każdy zastosowany symbol czy słowo. Inni uznają ich za przepitolonych imitatorów Dissection, skrywających pustkę swego przesłania za tanimi gadżetami, pochodniami i kadzidełkami. Sam frontman również nie ułatwia sprawy, twierdząc, że żyje całkowicie poza społeczeństwem, a jednocześnie chętnie udzielając wywiadów, powierzając wydawanie płyt dowodzonego przez siebie zespołu jednej z największych metalowych wytwórni na rynku, czy dorzucając, ku uciesze kolekcjonerów, do limitowanego wydania "Lawless Darkness" takie 'cudeńka' jak czarna świeca.
Czy "Opus Diaboli", pierwsze w karierze kapeli DVD, które trafiło na rynek kilka dni temu, znacząco zmieni te opinie? Wbrew pozorom, pytanie jest całkiem uzasadnione, bowiem krążek ten - pierwszy wydany nakładem własnej wytwórni muzyków, tj. His Master's Noise - kładzie równie mocny nacisk na kwestie ideologiczne, co na muzyczne. Nic więc dziwnego, że niczego nie pozostawiono tu przypadkowi i nad całością, w roli współreżysera i producenta, czuwał sam zespół. Wydawnictwo miało na celu przede wszystkim naświetlenie etapów rozwoju Watain oraz stojącego za nim przekazu. Moim zdaniem, sztuka się udała.
Na "Opus Diaboli" znalazł się jubileuszowy koncert, zarejestrowany w Sztokholmie, w takiej samej scenicznej otoczce, jaką mieli okazję podziwiać wszyscy ci, którzy widzieli któryś z koncertów promujących "Lawless Darkness". No, może nie w dokładnie takiej samej, bo kto stał w fosie albo pierwszym rzędzie podczas gigu w Progresji, powinien jeszcze pamiętać odurzający smród ze sceny. Cyfrowy zapis takie atrakcje eliminuje, uwypukla za to wszystkie te płonące krzyże, trójzęby i świece, upiorny wizerunek Erika i reszty składu oraz reakcje publiczności. Wprawdzie w początkowej części setu, kiedy dominują czerwone światła, kamery (a zwłaszcza umiejscowiona z tyłu sceny, gdzieś obok perkusji) nie bardzo sobie radzą, ale później sprawują się już bez zarzutu. Występ nie zachowuje ciągłości, ponieważ po każdym utworze następuje fragment, nazwijmy go "fabularny", oraz cześć wywiadu z frontmanem.
Dlaczego koncert był jubileuszowy, skoro zespół istnieje 13 lat? Zapewne dlatego, że 13 to liczba przypisana śmierci. To tylko jeden z symboli, objaśnianych przez Erika w trakcie wspomnianego wywiadu (warto zaznaczyć, że nie padają żadne pytania, w związku z czym z technicznego punktu widzenia nie jest to wywiad). Wokalista opowiada o Watain ("Rozwój jest wszystkim"), założeniach, które legły u podstaw istnienia kapeli oraz wyjaśnia symbolikę (m.in znaczenie krzyży, litery W, nazwy formacji, etc). Prócz tego, nie zabrakło i elementów mających jeszcze bardziej podkreślić mistyczny charakter Watain - mroczne inkantacje z offu, zakapturzone postaci oraz ogień i krew. Sceptycy pewnie pozostaną nieprzekonani; dla mnie to po prostu dobra robota.
Szymon Kubicki