Thornium

Dominions of the Eclipse

Gatunek: Metal

Pozostałe recenzje wykonawcy Thornium
Recenzje
2012-04-02
Thornium - Dominions of the Eclipse Thornium - Dominions of the Eclipse
Nasza ocena:
8 /10

Göteborg to ważne miasto zarówno dla crust punków (stąd pochodzą m.in. Skitsystem, Martyrdöd, Agrimonia czy Eskatologia), jak i fanów death metalu (At The Gates, In Flames, Dark Tranquillity, Miasmal…).

Okazuje się jednak, że to także matecznik szwedzkiego black metalu. Pochodząca właśnie z Göteborga formacja Thornium zaczynała na początku lat 90., od połowy tejże dekady milczała, by powrócić klasycznie (oczywiście w ramach gatunku) brzmiącymi albumami ponad dekadę później. Ale ich wczesne nagrania, kultowy debiut "Dominions of the Eclipse" (1995) i wcześniejsze o dwa lata demo "North Stormss of the Bestia Goat Sign", od dawna były niedostępne. Teraz w pięknym digipacku (wzbogaconym o niepublikowane zdjęcia i utwory) oba wydawnictwa na jednym krążku zebrał i wydał Soulseller Records. Jak po latach prezentują się klasycy scandi blacku?

Trzeba przyznać, że całkiem dobrze. Oczywiście trzeba wziąć poprawkę na surowość, charakterystyczną dla ówczesnego europejskiego black metalu. Zarówno demo, jak i debiutancki album Thornium nie mogą zaimponować brzmieniem czy produkcją, ale w przypadku tego typu muzyki jest to nawet swego rodzaju atut. W przypadku omawianej reedycji można było mieć jedynie obawy co do nowych utworów i jednego starego, na nowo nagranego - zwłaszcza, że ostatnie płyty Szwedów brzmią dość sterylnie. Na szczęście bonus tracki "Remain In Chaos" i "Reign In Terror" bronią się znakomicie, a ludzie odpowiedzialni za mastering dopilnowali, by różnica brzmieniowa nie była kolosalna.


W efekcie dostajemy dość spójny, klasyczny black metalowy album. Jest więc i monumentalizm, i surowe brzmienie, szczypta ambientu (nowe nagrania), a nawet melodii. ("Emperor of the Carpathians"). Dominują jednak nastrój grozy, Piekło i Szatan w tekstach oraz dość szybkie tempa. Thornium to ta sama szkoła co Emperor, Marduk czy wczesny Behemoth. Niewątpliwie w swojej kategorii są zespołem bardzo dobrym i nawet te "pradawne" nagrania to oddają.

Niektórych może dziwić konstrukcja albumu - najpierw debiut z 1995, potem "re-make" i dwa na nowo nagrane stare utwory, a na koniec surowe demo z 1993. Ale to przemyślana decyzja. Najpierw dane główne, a potem przystawki i deser, dla koneserów gatunku i oddanych fanów zespołu. Bo w dużej mierze do nich adresowana jest ta płyta. Niemniej jeśli lubicie black metal, niekoniecznie ten najsurowszy z surowych, i ciekawią Was początki europejskiej "drugiej fali" tej muzyki to powinniście sprawdzić tę re-edycję. Na pewno się nie zawiedziecie.

Krzysztof Kołacki