Zanim "Torture Deathcult", autorstwa szwedzkiego Tyrant Wrath, znalazła się w moim odtwarzaczu, jednocześnie z uwagą i obrzydzeniem patrzyłem na jej okładkę. Raz, że rzeczona grafika jest po prostu niechlujna, a dwa, że stanowi jakąś marną kalkę mistrzów w materii kontrowersyjnych grafik, a więc Cannibal Corpse.
Okładki jednak nie grają. Niestety okazało się, że muzycy zespołu też mają niemały problem z tworzeniem autorskiej muzyki, przynajmniej jeśli chodzi o debiutancki wypiek. "Torture Deathcult" to bowiem materiał toporny i chaotyczny. Domyślam się, że jego autorzy w osobach ukrywających się pod pseudonimami Adde.H, Jocke O oraz Kim.C postanowili wykreować coś pomiędzy black i death metalem w, cytując za samymi twórcami, zimnej i mrocznej otoczce. Efekt zamknął się w prawie trzech kwadransach i dziewięciu utworach, którym w szerokim świecie pomogła zaistnieć wytwórnia Battlegod Productions.
Materiał, zgodnie ze standardami przyjętymi na okładce, zaczyna się obrzydliwe, bo od dźwięków, w których rozpoznałem zarzynanego wieprza. Z perspektywy całego albumu również złudne wydają się przemycone we wstępie sample, bowiem muzyka Tyrant Wrath jest w głównej mierze zamknięta na tego typu elektroniczne eksperymenty. W dobrym i soczystym brzmieniu "Torture Deathcult" odnalazło się od groma deathmetalowych riffów i blastów serwowanych z różnym natężeniem i w niejednostajnym tempie. Na pewno po stronie atutów szwedzkiego zespołu leżą również umiejętności muzyków, które pozwalają im wręcz zbombardować głośniki seriami naprawdę ciężkich i szybkich partii instrumentów. Dobrze prezentuje się oszczędny groove obecny w niektórych utworach ("Death's Lair" i "Revelation Of Life"), za to znacznie gorzej kompozycje oparte na co najmniej kilku różnych patentach gitarowych, w których formacja zupełnie zatracił się w chaosie ("This Dark Past", "Hellfuck" czy "I, Above").
Wokale Adde są dobrze wyeksponowane, ale monotonne, a przez to często nie dostosowujące się do szybkości kompozycji. Nie ukrywam, że wielokrotnie nachodziły mnie skojarzenia w stylu "Hej, przecież ja już gdzieś to słyszałem!". Zespół nie jest specjalnie odkrywczy, bo w tych kategoriach nie można rozpatrywać kilku bezsensownie skończonych (przerwanych?) utworów, ani tym bardziej słyszalnych tu i ówdzie blackowych naleciałości, Chyba dużo się nie pomylę, jeśli napiszę, że filozofią Tyrant Wrath jest metalowa rzeźnia. Bardzo archaiczna, jak na współczesną scenę.
Być może styl, jaki Szwedzi zaprezentowali na "Torture Deathcult" lepiej sprawdza się na koncertach, w których przy szybkich, rzeźnickich kompozycjach publiczność raczej nie będzie zwracać uwagi na liczne powiędłe kwiatki. Co innego, że we fragmentach, nazwijmy to bardziej skomplikowanych, jak na dłoni mogą wyjść niedostatki kompozycyjne zespołu. Być może dlatego w trasie towarzyszy kapeli niejaki Mr A? W tej kwestii mogłyby się wypowiedzieć osoby, które miały okazję widzieć na deskach wyczyny Tyrant Wrath. Ja się do takich raczej nie będę na razie zaliczał.
Na końcu chciałbym napisać, że nie prowadzę żadnej krucjaty przeciwko Battlegod Productions, ale akurat kilka ostatnich płyt wydanych z logo tego dystrybutora, które usłyszałem nie mogę zaliczyć do udanych. O ile Subliritum i Herratik zdradzały pewien potencjał, o tyle do Tyrant Wrath nie mogę się przekonać. Jeżeli rzeźnikom w ich codziennych zajęciach towarzyszy jakaś muzyka to z pewnością "Torture Deathcult" będzie ich nowym przebojem… i długo z listy nie zejdzie.
Konrad Sebastian Morawski