Jak sam tytuł wskazuje, wydawnictwo zawiera koncert zarejestrowany w 2008 roku na Wacken. To ciekawe, biorąc pod uwagę fakt, że God Seed powstał prawie rok później. Jak to możliwe? Hokus pokus, dla muzycznego biznesu takie sztuczki to pikuś.
Warto przybliżyć historię tego projektu, bo pozwoli ona zrozumieć, o co w tym wszystkim chodzi. Pod koniec 2007 roku Gaahl i King ov Hell, czyli - odpowiednio - wokalista oraz basista Gorgoroth, postanowili wykopać z zespołu jego założyciela Infernusa i kontynuować działalność bez niego, za to pod starym szyldem. Infernus się nie poddał, zanim jednak sprawa znalazła pozytywny dla niego finał w postaci rozstrzygnięcia sądu, Gorgoroth firmowany przez Gaahla i Kinga funkcjonował przez półtora roku. W tym czasie, zdążył pograć trochę na żywo, między innymi na Wacken. Gdy sąd przyznał prawo do nazwy Infernusowi, dwójka buntowników powołała do życia God Seed, efemeryczny, istniejący ledwie kilka miesięcy twór, którego działalność ograniczyła się do dwu tylko koncertów.
Okazuje się jednak, że nie stanowi to wielkiej przeszkody dla wprowadzenia na rynek wydawnictwa, opatrzonego logo God Seed. Wystarczy sięgnąć po koncert z Wacken (nic to, że zagrany pod inną nazwą) i korzyść jest podwójna, bowiem w secie, który miał premierę kilka dni temu, znalazł się zarówno krążek CD, jak i DVD. Sprytne podejście dwójki blackowych rebeliantów nie polegało wyłącznie na próbie wykorzystania bardziej rozpoznawalnej nazwy, ale również na kontynuowaniu wypracowanej wcześniej wizualnej oprawy koncertu, która dzięki sławetnemu polskiemu gigowi sprzed ośmiu lat, przyniosła Gorgoroth więcej rozgłosu, niż ktokolwiek mógłby się spodziewać.
Oto więc na festiwalowej scenie Wacken można zobaczyć dokładnie tę samą scenografię, która na Krzemionkach zbulwersowała paru wrażliwców, i którą można było obejrzeć ze szczegółami na wydanym przez Metal Mind DVD "Black Mass Kraków 2004". Nie mogło zatem zabraknąć krzyży z nagimi modelkami i modelami, oraz zwierzęcych głów poutykanych na scenie tu i ówdzie. Wyświechtany zabieg, który mimo wszystko wciąż dobrze wzmacnia (z założenia) ekstremalny przekaz. Dobry warsztat operatorów należycie oddaje szczegóły, włącznie z krwią skapującą z twarzy Gaahla. Muszę przyznać, że całość ma naprawdę niezły klimat.
Setlista gigu siłą rzeczy musiała zostać oparta na kawałkach skomponowanych przez Kinga, dlatego podzielona została wyłącznie pomiędzy "Twilight of the Idols" oraz "Ad Majorem Sathanas Gloriam". Wielbiciele najstarszych dokonań Norwegów mogą poczuć się rozczarowani, ale moim zdaniem formacja sięgnęła po to, co w takiej sytuacji miała najlepszego, w tym po perełki w rodzaju "Procreating Satan", "Carving A Giant", czy trafnie dobrany na zakończenie "Prosperity and Beauty". "Live at Wacken 2008" brzmi zaskakująco czysto i dobrze. Nie wiem, czy to zasługa późniejszej obróbki studyjnej czy też samych muzyków, którzy wystąpili pod szyldem God Seed. Fakt faktem, że Gaahlowi i Kingowi udało się zebrać całkiem konkretne towarzystwo, w postaci gitarzystów Telocha i znanego z Enslaved Ace Dale’a oraz Nicholasa Barkera, który zasiadł za zestawem perkusyjnym.
Pozostaje wprawdzie pewne uczucie niedosytu, bo ów festiwalowy występ zamknął się w 9 kawałkach, trwających łącznie raptem 37 minut, ale może dzięki temu nie traci on na dynamice i sile przekazu. Pomimo pewnych wątpliwości, związanych z okolicznościami rejestracji i późniejszego wydania koncertu, o których wspomniałem wyżej, przyznaję, że God Seed w wersji live przemawia do mnie bez porównania bardziej niż żenujące popisy Gorgoroth pod wodzą Infernusa, które miałem nieszczęście obserwować na Brutal Assault dwa lata temu.
Szymon Kubicki