Esoteric lubi swoich fanów i zawsze daje im to, co najlepsze; do tego w solidnych dawkach. Dzięki "Paragon of Dissonance" podtrzymana została zarówno norma jakości, jak i ilości. Lepiej być nie może.
Żywię graniczące z pewnością podejrzenie, że wszyscy polscy fani tego zespołu zmieściliby się w jednej niedużej windzie, a koncert Esoteric na Asymmetry dwa lata temu, który pod koniec obserwowało nie więcej niż 10 osób, tylko mnie w tym przekonaniu utwierdził. Greg Chandler zachował jednak wtedy stoicki spokój, jakby podobne historie przytrafiały mu się częściej. W gruncie rzeczy, nic dziwnego, bo twórczością Esoteric, choć to jeden z najważniejszych przedstawicieli funeral doom metalu w historii, potrafią zachwycić się jedynie prawdziwi twardziele, a recenzowany kolos potwierdza to po raz kolejny.
Monumentalny "Paragon of Dissonance" ponownie składa się z dwu krążków, zawierających w sumie 90 minut muzyki. To wystarczy, by odstraszyć niejednego miłośnika szybkich i krótkich piosenek, tym bardziej, że Anglikom wystarczyło ledwie siedem kawałków, by zagospodarować półtorej godziny. Kto jednak spróbuje podjąć rzuconą przez zespół rękawicę, ten otrzyma produkt najwyższej jakości.
Esoteric jest bowiem w doskonałej formie i nie dotyczy to tylko osiągnięć w pisaniu przeszło dziesięciominutowych potworów. Przede wszystkim, "Paragon of Dissonance" odzwierciedla to, co najlepsze w twórczości kapeli, która przez lata wypracowała tak unikalne brzmienie, że właściwie sama tworzy odrębną stylistyczną szufladę w obrębie gatunku. Esoteric doom metal? Zdecydowanie tak. Najnowszy krążek właściwie kontynuuje kierunek obrany na "The Maniacal Vale", z tą tylko różnicą, że więcej tu atmosferycznych fragmentów. Charakterystyczne dla formacji, apokaliptyczne fragmenty są tu wyraźniej równoważone przez spokojniejsze partie. Za pierwszym razem może się nawet wydawać, że "Paragon of Dissonance" jest wręcz zbyt klimatyczny, jednak z każdym kolejnym odsłuchem staje się jasne, że Anglicy osiągnęli idealny wręcz balans między poszczególnymi elementami swego stylu.
Tym jednak, co czyni Esoteric tworem całkowicie unikalnym, jest nie tylko wyjątkowy wokal Chandlera, zagospodarowującego wszystkie rejestry między głębokim, jak Rów Mariański, growlingiem, a przeszywającym krzykiem, ale również bogactwo partii instrumentalnych. Jeśli doom metal kojarzy się komuś z monotonnym i jak najwolniejszym powtarzaniem kilku smętnych riffów, posłuchajcie "Paragon of Dissonance", bo takich partii gitary gdzie indziej nie znajdziecie. Oceniając twórczość Esoteric, nie będę nawet próbował ściemniać, że jestem obiektywny. Nie jestem. Majstersztyk.
Szymon Kubicki