Poetry For The Poisoned & Live from Wacken 2010
Nie przepadam za recenzowaniem albumów koncertowych, zwłaszcza, że często bardziej przypominają studyjną robotę niż zapis audio scenicznych możliwości zespołu. Na całe szczęście, zapis występu power metalowców z Kamelot na niemieckim Wacken Festival to tylko dodatek do regularnego albumu kapeli.
"Poetry For The Poisoned" to niezwykle rozbudowany, nawet jak na Kamelot, album. Wielowątkowa podróż, przypominająca pod paroma względami symfonię z prawdziwego zdarzenia, a czteroczęściowa tytułowa suita (najlepsza odsłona to ciepłe "So Long" z udziałem Simone Simmons z Epica) - jest tego dowodem. Są jednak zgrzyty, bo w natłoku power metalowych melodii, perkusyjnych galopad - a nawet blastów i growlingu w otwierającym "The Great Pandemonium" (zasługa Speeda z Soilwork), pojawiają się dźwięki niepodobne do stylu grupy. Industrialny rock? A może power ballada rodem z lat '80? Jeden wers w "House On A Hill" - zabija, i to w tym prawdziwym tego słowa znaczeniu. "Cry Me A River"? Serio?
Pomijając tych kilka wpadek - a może bardziej eksperymentów, "Poetry For The Poisoned" to solidna porcja heavy metalu, okraszonego sporą ilością elektroniki, sampli, a przede wszystkim, epickiego rozmachu, którego próżno szukać u innych amerykańskich zespołów. Jak na ostatni album z Khanem za mikrofonem, po prawie 20 latach na scenie, eksperyment zatytułowany "Poetry For The Poisoned" - broni się brzmieniem, motoryką utworów, wokalami (to chyba nikogo nie dziwi?), dobrze dobranymi gośćmi (m.in. Jon Oliva) i genialną oprawą graficzną.
Ale czy fani Kamelot są sobie w stanie wyobrazić kolejny album bez sympatycznego frontmana? Czy ten nader pewny siebie facet o mocnym głosie może zostać godnie zastąpiony? Próbował na trasie Fabio Leone z Rhapsody. Opinie są podzielone, ale wielu to właśnie jego widzi na tym stanowisku. Nie wiem, czy to dobry wybór, może nazbyt słodki, nawet jak na power metal, chociaż, z drugiej strony, Fabio zarówno dobrze growluje jak i śpiewa nisko. Czas pokaże.
Tutaj jeszcze kilka słów o zapisie z Wacken. Skoro już wiemy, że to ostatni koncert z Khanem, nawet jeśli nie przepadacie za albumami koncertowymi, weźcie poprawkę na to, że "na żywo" już go nie usłyszymy. A, dobór ośmiu utworów oraz głos samego wokalisty wynagradza cały, skomasowany ból.
Grzegorz "Chain" Pindor