Jon Schaffer, twórca Iced Earth zdążył już przyzwyczaić, że skład jego zespołu nie należy do szczególnie stabilnych. Przez dwadzieścia siedem lat istnienia grupy w jej szeregach przewinęło się blisko trzydziestu muzyków. Ostatnim, który musiał pożegnać się z Iced Earth był wokalista Matt Barlow.
Jego miejsce dosyć niespodziewanie zajął znany przede wszystkim na kanadyjskiej scenie metalowej Stu Block. To właśnie z wciąż aktualnym wokalistą Into Eternity powstała "Dystopia" dziesiąta studyjna płyta amerykańskiej power metalowej legendy.
W skład podstawowej wersji krążka weszło dziesięć utworów. Znakomitą większość skomponował Jon Schaffer, który w procesie kompozycyjnym do zaledwie jednego utworu dopuścił Troy'a Seele. Ciekawe, że jeśli chodzi o kwestię oprawy lirycznej dużą rolę odegrał Stu Block, który samodzielnie napisał cztery utwory, a w czterech innych uczestniczył jako współtwórca. To bez wątpienia dowód kredytu zaufania, jakiego Jon Schaffer udzielił nowemu wokaliście grupy. W efekcie, jubileuszowym albumem Iced Earth nie powinni pogardzić zarówno fani heavy jak i power metalu.
Wymieniłem w pierwszej kolejności heavy metal, bowiem następca "The Crucible of Man" z 2008 roku oferuje więcej fanom tego gatunku, aniżeli entuzjastom power metalu. "Dystopia" bogata jest w szybkie i zadziorne riffy oraz wyborne solówki duetu Jon Schaffer - Troy Seele, a poszczególne dynamiczne i pozbawione hamulców partie perkusji Brenta Smedley'a wręcz przywołują skojarzenia związane z twórczością Scotta Travisa. Idealnie w fason heavy metalowych petard wpisały się wokale Stu Blocka, który kosztem swoich zróżnicowanych możliwości postawił przede wszystkim na solidne i klasyczne partie stanowiące w pewnej mierze nawiązanie do heavy metalowego szaleństwa przełomu lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych. Pomimo, że treść albumu została zdominowana przez rozpędzone kompozycje, nie zabrakło także dwóch klasycznych ballad, które dodatkowo spotęgowały skojarzenie z heavy metalowym poletkiem minionej epoki.
Power metalowe korzenie Iced Earth zdradziły liczne chórki wplecione niemal we wszystkie kompozycje, choć i tu można odnieść wrażenie, że ich styl ich podania uległ heavy zmetalizowaniu. Poza Stu Blockiem, na "Dystopii" możemy usłyszeć naturalnie wokale Jona Schaffera i Freddie Vidalesa, a także dodatkowe środki wzmacniające siłę wokalnego przekazu albumu w postaci trzech zaproszonych głosów. Na krążku, choć w znacznie mniejszej ilości niż bywało to w latach poprzednich, wykreowano również patetyczne i podniosłe momenty. W luźno powiązanych dziesięciu historiach o trudach i nierównej walce z precyzyjnym porządkiem dystopijnej rzeczywistości, niemal jak w filmie, wyodrębniły się fragmenty zwrotne, które zostały odpowiednio zaznaczone wspomnianymi podniosłymi fragmentami.
Przy okazji takich albumów można odnieść wrażenie, że sprawdzoną receptą Jona Schaffera na sukces Iced Earth są częste zmiany składu. W tym konkretnym przypadku zaangażowanie do linii wokalnych Stu Blocka wniosło bardzo dużo świeżości i dodało kapeli mocy. Być może "Dystopia" stanowi również najbardziej wyrazisty przykład powolnej ewolucji Iced Earth, bowiem zespół chyba nigdy dotąd z takim natężeniem nie czerpał z heavy metalu, jednocześnie redukując elementy power metalowe. Całość brzmi naprawdę nieźle.
Konrad Sebastian Morawski