Seagulls Insane And Swans Deceased Mining Out The Void
Gatunek: Metal
Gdy kilka lat temu przeprowadzałem wywiad z Havokiem, lider Blindead przyznał mi się, że chciałby pograć mocniejszą muzykę, niż tą, którą tworzy w Blindead. Pewnym urzeczywistnieniem jego wizji jest, nagrany przy kolaboracji z Nihilem z MasseMord, album Seagulls Insane And Swans Deceased Mining Out The Void.
Obaj są znanymi personami na naszej scenie metalowej. Havoc dzięki graniu najpierw w Behemoth, obecnie współtworzeniu Blindead. Nihil zaś ostatnimi czasy zasłynął jako najpłodniejszy blackmetalowiec w Polsce. Nawet najbardziej znany dotychczas jego zespół - MasseMord - przyćmiły dokonania innych grup, w których maczał swe diabelskie szpony, Furii i Morowe, pokazujących swoją muzyką awangardowe oblicze gatunku.
Ponoć swoje najsłynniejsze dokonania członkowie norweskiego Mayhem zarejestrowali w improwizowanym studiu nagraniowym umiejscowionym w leśnej chacie. Havoc i Nihil zainspirowani chyba tym pomysłem postanowili wykonać podobny ruch. "Cały materiał powstał podczas tygodniowej sesji w lutym 2011. Odizolowaliśmy się od wszystkiego i maksymalnie skupiliśmy na tworzeniu. W koło tylko las, śnieg, leśniczówka i specyficzny odgłos Śląska z oddali..." - wspomina ten pierwszy. Tak, takie warunki z pewnością nie mogły spowodować, że muzycy nagrają pogodny, tętniący radością z życia, materiał.
I faktycznie, efekt współpracy obu dżentelmenów podszyty jest piekłem, przeraża słuchacza posępną atmosferą, ale także w pewnym sensie zaraża… smutkiem. "Seagulls…" to galeria najmroczniejszych obrazów, jakie kiedykolwiek oglądaliście podzielona na pięć części. Jej twórcy jak widać mieli na tyle przyzwoitości, by uchylać wieko swojej puszki Pandory stopniowy, tym samym oswajając nieszczęsnego odbiorcę ze swoim horrorem. Odkorkowane szaleństwo sączy się tutaj od pierwszej sekundy "I" po ostatnie momenty przerażającego, posępnego do 666-tej potęgi songu "V". Paradoksalnie album - przy całym swoim odpychającym charakterze - niesamowicie wciąga i powoduje u słuchacza perwersyjne wręcz oczekiwanie, co wydarzy się dalej. Mało jest wydawnictw, które w taki sposób porywają i kierują świadomość w najmroczniejsze zakamarki ludzkiego (a może już nie?) umysłu.
Siłą Seagulls jest także fakt, że trudno jednoznacznie sklasyfikować muzykę projektu pod jakikolwiek gatunek. Choć skojarzenia biegną w kierunku black metalu i choćby poszukiwań holenderskiego Gnaw Their Tongues, wspomnianemu "V" bliżej nawet do mrocznego industrialu. Myślę, że całkiem zasadne jest porównanie albumu do skrzyżowania ostatniej płyty MasseMord z "Autoscopia/Murder In Phazes" Blindead. "Seagulls..." to z pewnością jeden z najbardziej niebezpiecznych albumów, jakie wyszły w tym roku, który nie powinien być sprzedawany osobom o słabej psychice. Pozostali i tak słuchają na własne ryzyko.
Jacek Walewski