Co do zasady, jestem zwolennikiem teorii, że w wielu przypadkach (a zwłaszcza w metalu, i generalnie, ostrzejszym graniu) już po samej nazwie zespołu rozpoznać można szufladę, do której ten się zalicza.
Gdy zatem wrzucałem do odtwarzacza promo formacji o wdzięcznej nazwie NunFuckRitual, ozdobione okładką przedstawiającą zakrwawione ciało zakonnicy, z niechęcią oczekiwałem porngrindcore’owej sieczki. Jest to jeden z tych gatunków, który bez mrugnięcia okiem mógłbym (gdybym tylko miał taką możliwość) wysłać w niebyt za naciśnięciem jednego guzika.
Tymczasem, z głośników niespiesznie wylały się zupełnie inne dźwięki, które wręcz zmroziły mnie swą posępnością i dusznym, odbierającym wszelką nadzieję klimatem. Pod tym beznadziejnie głupim szyldem, który nijak ma się do granej muzyki, kryje się Teloch, kojarzony z wieloma norweskimi projektami, w tym z niedawno opisywanym w Gitarzyście The Konsortium. On oto, wraz z wokalistą Espenem T. Hangardem, odpowiada za całą muzykę ciężko zalegającą na tym krążku. Co dość zaskakujące, w składzie NunFuckRitual pojawił się również Dan Lilker, znany przede wszystkim z Nuclear Assault i Brutal Truth, a dorzucając do tego towarzystwa gościnny udział Attili w jednym z kawałków, wychodzi całkiem gwiazdorski skład.
Osoba głównego kompozytora wskazuje na black metal i rzeczywiście "In Bondage to the Serpent" ma coś z chorej atmosfery, charakterystycznej dla niektórych przedstawicieli tego gatunku, ale z drugiej strony niekoniecznie pasuje do niego pod względem czysto muzycznym. Chyba lepiej użyć tu łatki 'dark metal', z pominięciem rzecz jasna łagodnych, często przesłodzonych konotacji, właściwych tej stylistyce. Choć jest to granie wyjątkowo klimatyczne i zdecydowanie minimalistyczne, jego ponury i ociężały wręcz charakter kieruje słuchacza także w kierunku mroczniejszych odmian doomu. Z kolei, stosunkowo dynamiczny (jak na standardy kapeli) początek "Parthenogen" przywołuje na myśl późniejsze Christian Death.
Gdzie by jednak nie wrzucić NunFuckRitual, najistotniejszy jest nietuzinkowy i wciągający efekt, osiągnięty bardzo skromnymi środkami. Czasem pojawiają się klawisze, albo dziwaczne sample, dominuje jednak podstawowe instrumentarium. Kapela hipnotyzuje monotonnymi dźwiękami, które niespiesznie wsączają się w umysł słuchacza, zagnieżdżając się w nim i bezlitośnie narastając, niczym symptomy obłędu. Nieczęsto zdarza się album, który z tak niepokojącą łatwością kreuje podobny klimat. "In Bondage to the Serpent" wciąga i uzależnia, ale lepiej mieć się na baczności, by nie skończyć tak, jak bohaterka ‘Wstrętu’ Polańskiego. Dla mnie rewelacja.
Szymon Kubicki